Bez odwilży

Bez odwilży

Dodano:   /  Zmieniono: 
Białoruskie MSZ ogłosiło, że prezydent Aleksandr Łukaszenka nie pojedzie do Pragi na szczyt inaugurujący Partnerstwo Wschodnie. To znak, że żadnej odwilży między Białorusią a Europą na razie nie będzie.
Wysłanie zaproszenia do kraju, a nie do jego prezydenta, jak to miało miejsce w tym przypadku, w języku dyplomatycznym oznacza: przyślijcie kogoś innego niż głowa państwa. To sposób, by prezydentowi Białorusi dać do zrozumienia, że na szczycie będzie niemile widziany. I tak też zostało to przez niego zrozumiane.

Może to oznaczać, że kraje Zachodniej Europy na razie zamrożą rozmowy z białoruskim prezydentem. Już od dłuższego czasu stawiają zresztą Łukaszence warunki: jeśli chce współpracować z Zachodem i spotykać się z politykami europejskimi, musi zacząć wprowadzać zmiany, m.in. zwolnić więźniów politycznych, przestać prześladować opozycję i zezwolić na wolność słowa.

Z kolei dla Łukaszenki te warunki są nie do przyjęcia. Poluzowanie więzów opozycji, dla białoruskiego satrapy, który niejedno ma na sumieniu, może stanowić kwestię być albo nie być, i to nie tylko w polityce. Może więc okazać się, że Łukaszenka, który za wszelką cenę chce utrzymać się przy władzy, na dłuższy czas zrezygnuje z prób nawiązywania stosunków z Zachodem i popadnie w jeszcze większą zależność od Rosji.
 
Taka sytuacja niewątpliwie musi cieszyć Rosję, która niezbyt przychylnym okiem patrzy na dialog między Białorusią a Europą. Dla niej współpraca Łukaszenki z państwami Zachodu i z Unią Europejską oznacza groźbę większej niezależności Białorusi od Rosji. Robi wszystko, aby Białoruś pozostała w orbicie rosyjskich wpływów. Im mniej chętni będą zachodni przywódcy do współpracy z Łukaszenką, tym bardziej łatwiej będzie „skłonić" go do współpracy z Rosją. A o to przecież Moskwie chodzi.