Zabawny zwrot
Zdaniem rzecznika prasowego linii, Stephena McNamary, celem promocji było nauczenie Wyspiarzy zabawnych polskich zwrotów. – Przecież to świetny dowcip, a dobra reklama sprawia, że więcej osób skorzysta z lotów Ryanaira do Polski – twierdzi McNamara na łamach „Gazety Wyborczej" . Problem w tym, że angielskie tłumaczenie drugiej części hasła nie jest do końca ścisłe. Ostatnie słowo przełożono bowiem po prostu jako „męskie genitalia", pomijając tym samym obraźliwy i „interpersonalny" wymiar tego słowa.
Skandal dźwignią handluCzy jednak poprawienie tłumaczenia wpłynęłoby na decyzję Ryanaira o wykorzystaniu takiej formy promocji? Ryanair wielokrotnie zasłynął już skandalizującymi reklamami, a wypowiedzi i zachowania prezesa linii nieraz wywoływały kontrowersje. Podczas otwarcia trasy Dublin – Rzym, Michael O'Leary przebrał się za papieża i spacerował po rzymskim lotnisku z tablicą z napisem "Habemus najniższe ceny biletów". W ramach promocji prezes „ujawniał" także czwartą tajemnicę fatimską, która brzmiała oczywiście „Ryanair ma najniższe ceny biletów", a ostatnio zaproponował wprowadzenie na pokładach samolotów swojej linii nowej usługi „Beds and Blow jobs", czyli seks oralny w cenie biletu.
Jeżdżenie po bandzie- Ryanair nie uczestniczy w żadnym systemie regulacyjnym. Wyznają zasadę żeby „jechać po bandzie" – opisuje strategię reklamową irlandzkich linii Marcin Malinowski z Rady Etyki Reklamy. Strategia to znana już od najdawniejszych czasów – „nieważne co mówią, ważne żeby mówili". O’Leary nie działa jednak w sposób nieprzemyślany i najwyraźniej wie jednak kiedy należy złagodzić ton. W czwartek po południu linia lotnicza wydała oświadczenie, w którym przeprasza wszystkich, którzy poczuli się urażeni „żartem" w pokładowym magazynie.
„Gazeta Wyborcza", Łp