Największe frakcje PE za redukcją emisji CO2 o 30 proc.

Największe frakcje PE za redukcją emisji CO2 o 30 proc.

Dodano:   /  Zmieniono: 
Cztery główne frakcje polityczne Parlamentu Europejskiego są za tym, by Unia Europejska zgodziła się na konferencji klimatycznej w Kopenhadze zredukować swoje emisje CO2 o 30 proc. do 2020 roku, czyli ponad uzgodnione dotychczas 20 proc. Polska uważa, że zobowiązania innych uprzemysłowionych potęg nie są na razie wystarczające, by UE miała sama sobie podnosić poprzeczkę.

W poniedziałek z takim apelem wystąpiła w Brukseli siódemka bogatych krajów UE: Dania, Francja, Niemcy, Wielka Brytania, Finlandia oraz obecna i przyszła prezydencja: Szwecja i Hiszpania. We wtorek podobne stanowisko zaprezentował socjaldemokratyczny eurodeputowany z Niemiec Jo Leinen, który jest szefem delegacji PE w Kopenhadze. "UE wzięła na siebie rolę lidera w walce o ochronę klimatu i chcemy, by tak samo było w Kopenhadze. Musimy podtrzymać naszą ofertę: 30 proc. redukcji CO2 do 2020 roku" - oświadczył Leinen.

15-osobowa delegacja PE, która przebywa w Kopenhadze ma w tej sprawie poparcie głównych frakcji PE. W poniedziałek, w dniu rozpoczęcia kopenhaskiej konferencji, szef największej, chadeckiej grupy Joseph Daul oświadczył, że jest za ustanowieniem wiążącego celu redukcji dla krajów rozwiniętych w wysokości 30 proc. do roku 2020 w porównaniu z rokiem 1990. We wtorek takie samo stanowisko uzgodniła europejska lewica na kongresie w Pradze. "Socjaliści i socjaldemokraci są wiodącą siłą, dzięki której UE przyjęła ambitne cele klimatyczne (...). Teraz reszta świata powinna pójść naszymi śladami" - powiedział szef Partii Europejskich Socjalistów, Poul Nyrup Rasmussen.

Już wcześniej za przejściem z 20 na 30 proc. opowiedzieli się Zieloni oraz liberałowie

Presja ze strony PE rośnie. W środę o podwyższenie unijnych ambicji wspólnie zaapelują eurodeputowani z czterech głównych frakcji zrzeszeni w prośrodowiskowej inicjatywie EU Globe. Przekonują oni, że dla przedsiębiorstw przejście z 20 na 30 proc. oznacza ciężar niewiele większy, niż redukcje o 20 proc., uzgodnione w przyjętym w grudniu zeszłego roku unijnym pakiecie klimatyczno-energetycznym. O wiele większe zaś będą zyski dla środowiska, oraz impuls do rozwoju "zielonej", niskoemisyjnej gospodarki. Pod apelem podpisało się ponad 120 deputowanych do PE i parlamentów narodowych z 16 krajów członkowskich UE. Świadom kosztów, jakie pakiet klimatyczno-energetyczny oznacza dla polskiej gospodarki, rząd w Warszawie sceptycznie podchodzi do apeli o zwiększenie unijnym ambicji. Szef UKIE Mikołaj Dowgielewicz podkreślał w poniedziałek w Brukseli warunkowość zapowiedzi UE. Przypomniał, że przejście na cel 30 proc. może nastąpić jedynie wtedy, kiedy inne kraje zdobędą się na porównywalny wysiłek. "Obecnie nie są spełnione warunki, by przejść z 20 na 30 proc." - powiedział. Ocenił, że zapowiedzi redukcji innych krajów "nie są porównywalne ze zobowiązaniami Europy".

I rzeczywiście - Komisja Europejska szacuje, że wszystkie dotychczasowe deklaracje (w tym zakładając unijną redukcję o 30 proc.) oznaczają maksymalne redukcje globalne o 17,9 proc. w 2020 roku. Francja, Wielka Brytania, Dania i inne kraje przekonują, że jeśli UE jednostronnie podwyższy swoje ambicje, inni zrobią to samo. Szef brytyjskiej dyplomacji David Milliband przekonywał w poniedziałek w Brukseli, że przejście na 30 proc. nie jest żadnym nowym pomysłem, bowiem UE obiecała, że dojdzie do tego w kontekście ambitnego porozumienia. "Z powodu recesji, 30 proc. jest jak 20 proc. Koszty i obciążenia są bardzo zbliżone do tych, jakie jeszcze niedawno oznaczały redukcje emisji o 20 proc." - powiedział.

"Daliśmy słowo"

Polska chce przestrzegania ustalonych w 2008 roku zasad, że ewentualne przejście na cel 30 proc. musi być poprzedzone analizą kosztów wykonaną przez Komisję Europejską. I taką decyzję - jeśli w Kopenhadze rzeczywiście dojdzie do sukcesu - mogliby podjąć na szczycie w marcu szefowie państw i rządów UE, skoro nowe, wiążące prawnie porozumienie klimatyczne i tak ma być podpisane dopiero pół roku po Kopenhadze na konferencji w Meksyku. Polska, z energetyką opartą na węglu, obawia się, by na fali entuzjazmu w duńskiej stolicy UE nie wzięła na siebie ciężaru nie do udźwignięcia przez biedniejsze kraje Europy Środkowej i Wschodniej. "Daliśmy słowo. Nie będzie czasu na analizę kosztów przed Kopenhagą i wiedzieliśmy o tym, kiedy składaliśmy naszą obietnicę przejścia na 30 proc." - powiedział w poniedziałek Miliband. Stanowisko UE w sprawach klimatycznych będzie jednym z głównych tematów dyskusji na czwartkowo-piątkowym szczycie UE w Brukseli, na półmetku konferencji klimatycznej. Żadne decyzje nie są jednak spodziewane - zapadną one najpewniej, kiedy szefowie państw i rządów UE spotkają się jeszcze raz po tygodniu na kluczowej sesji wysokiego szczebla kopenhaskiej konferencji 17-18 grudnia.

PAP, dar