Niemcy: nasi przywódcy nie powinni latać razem

Niemcy: nasi przywódcy nie powinni latać razem

Dodano:   /  Zmieniono: 
Po katastrofie polskiego samolotu prezydenckiego pod Smoleńskiem niektórzy niemieccy politycy proponują wprowadzenie w Niemczech regulacji dotyczących wspólnych podróży lotniczych czołowych osób w państwie. W sobotniej katastrofie Tu-154M zginął prezydent Lech Kaczyński, jego żona, przedstawiciele parlamentu, najwyżsi dowódcy wojska, działacze niepodległościowi.
- Ta straszna tragedia daje pretekst, by znaleźć rozwiązania, które pozwolą zapobiec najgorszemu i zatroszczyć się o to, by całe kierownictwo państwa i rządu nie podróżowało jednym samolotem - powiedział parlamentarny sekretarz stanu w ministerstwie transportu, polityk bawarskiej chadecji CSU Andreas Scheuer. Polityk liberalnej FDP Patrick Doering ocenił z kolei, że należy wykluczyć ryzyko, wiążące się ze wspólnym podróżowaniem przywódców państwa. - Także w rządzie musi wzrosnąć świadomość dotycząca możliwych zagrożeń - dodał.

W Niemczech nie ma obecnie ograniczeń dotyczących wspólnego podróżowania samolotami czołowych osób w państwie. - Nie ma żadnych przepisów w tej sprawie, poza zdrowym rozsądkiem - powiedział rzecznik rządu Christoph Steegmans. W praktyce oznacza to, że wspólne loty np. wielu przedstawicieli rządu są absolutnym wyjątkiem - mają miejsce np. przy okazji francusko-niemieckich czy francusko-izraelskich konsultacji międzyrządowych, gdy w jednym samolocie siedział cały gabinet. Rok temu kanclerz Angela Merkel i prezydent Horst Koehler jednym samolotem polecieli do Winnenden koło Stuttgartu na uroczystości pogrzebowe kilkunastu ofiar ataku szaleńca w tamtejszej szkole.

W przypadku nagłej śmierci kanclerza Niemiec, jego obowiązki przejmuje wicekanclerz, a gdy to także jest niemożliwe - najstarszy stażem minister rządu. Obowiązki głowy państwa w przypadku nagłej śmierci prezydenta przejmuje w Niemczech przewodniczący Bundesratu, drugiej izby parlamentu, w której zasiadają premierzy krajów związkowych. Do niebezpiecznej sytuacji doszło w 1999 r., gdy z powodów problemów z podwoziem rządowy airbus musiał zawrócić krótko po starcie. Na pokładzie było sześciu ministrów ówczesnego rządu.

Odpowiednie regulacje dotyczące podróżowania samolotem mają natomiast wielkie niemieckie koncerny. Maksymalnie dwóch, a w wyjątkowych sytuacjach trzech członków zarządu Daimlera może lecieć razem jedną maszyną. W Deutsche Bank obowiązuje zasada, że na pokładzie jednego samolotu może lecieć określona liczba pracowników.

Obecnie trwa modernizacja floty niemieckich samolotów rządowych. W zeszłą środę resort obrony przejął pierwszy z dwóch zamówionych Airbusów 319, które zastąpią wysłużone odrzutowce Challenger. W 2011 r. do floty dołączą też cztery maszyny Bombardier Global 5000. Dwa długodystansowe Airbusy 310 - "Konrad Adenauer" i "Theodor Heuss" - liczą sobie już 20 lat i zostały zamówione jeszcze przez władze NRD. Jak informuje portal "Spiegel Online", maszyny te zostaną zastąpione w przyszłym roku przez używane Airbusy 340, modernizowane przez Bundeswehrę kosztem 615 mln euro.

PAP, arb