W Iraku bez zmian?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Oczekiwania części irackich dowódców, by Amerykanie utrzymywali w tym kraju swój kontyngent aż do 2020 roku wydają się niemożliwe do zrealizowania. Irak znów może pogrążyć się w chaosie.
Barack Obama musi kontynuować wycofywanie większości sił wojskowych z Iraku - obiecał wszak w kampanii wyborczej zakończenie tej misji, a przecież za jakiś czas, gdy do wyborów prezydenckich będzie bliżej niż dalej, wyborcy zaczną rozliczać go ze złożonych deklaracji. A to właśnie kwestia iracka była jednym z głównych politycznych narzędzi w walce z Johnem McCainem w wyścigu o miejsce w Białym Domu. Obama, jeśli nie chce stracić wiarygodności, musi wycofać żołnierzy znad Eufratu i Tygrysu.

Konieczność redukcji sił ma jednak także przyczyny stricte wojskowe. Siły zbrojne Stanów Zjednoczonych są już bardzo zmęczone konfliktem afgańskim, którego zakończenia nie widać. Utrzymywanie stutysięcznego kontyngentu w Iraku oznacza zaangażowanie co najmniej 200 tysięcy żołnierzy - gdy jedni walczą w Afganistanie, do wyjazdu szykują się przecież ich następcy. To dużo nawet jak na Stany Zjednoczone, które  mają poważne kłopoty z
budżetem i starają się ograniczyć wydatki jak tylko mogą.

Co więcej, obecność 100 tysięcy Amerykanów w Iraku nie jest już konieczna. Większość bojówek zostało rozbitych, a opór wyraźnie zmalał. Wojna domowa właściwie zakończyła się. Irackie siły bezpieczeństwa (wojsko i policja) są coraz lepiej zorganizowane, wyszkolone i wyposażone. Ale ograniczenie kontyngentu to jedno, a jego całkowite wycofanie to zupełnie inna kwestia. Czy po opuszczeniu Iraku przez ostatnią amerykańską dywizję może dojść do wznowienia walk? Rozbicie zbrojnych bojówek nie oznacza przecież ich całkowitego zniszczenia. Widać to wyraźnie w tym miesiącu - liczba ataków, w tym bombowych, niespodziewanie wzrosła.

Jeśli Amerykanie nie chcą znów utracić Iraku nie mogą wycofywać się za wszelką cenę, według sztywno ustalonego kalendarza. Biały Dom wraz z Pentagonem na bieżąco śledzą sytuację w Iraku. Nie jest tajemnicą, że wspomniane irackie siły bezpieczeństwa potrzebują ciągle wsparcia - coraz mniejszego, ale ciągle koniecznego. Dotyczy to na przykład pomocy w szkoleniu, wywiadzie czy dowodzeniu na różnych szczeblach. Nagłe wycofanie całości sił mogłoby doprowadzić do zawalenia pieczołowicie budowanego planu. Obecność Amerykanów działa bowiem odstraszająco. Co więcej, działania kontrwywiadowcze amerykańskiego wywiadu skutecznie ograniczają wpływy Iranu oraz terrorystów z al Kaidy. Zaprzestanie takich operacji sprawiłoby, że Irak stałby się łatwym celem.

Nie inaczej jest w przypadku struktur państwowych, które są słabe i w dużej mierze funkcjonują dzięki amerykańskiemu wsparciu. Zagrożenie jest tym większe, że w Iraku wciąż nie udało się zlikwidować podziałów wewnętrznych - sunnici i szyici w każdej chwili znów mogą skoczyć sobie do gardeł.

Zaniepokojeni trudną sytuację iraccy oficerowie mają jeszcze rok spokoju. Dopiero wraz z końcem 2011 roku większość Amerykanów wyjedzie z ich kraju. Nadal pozostanie tam wprawdzie niewielka grupa doradców wojskowych, instruktorów, agentów sił i służb specjalnych, ale wątpliwe jest czy to wystarczy, by kontrolować sytuację. Iracka beczka prochu wkrótce może znów wybuchnąć.