Burza wokół niezdecydowania Obamy ws. meczetu w pobliżu Strefy Zero

Burza wokół niezdecydowania Obamy ws. meczetu w pobliżu Strefy Zero

Dodano:   /  Zmieniono: 
fot.: Wikipedia
Z chórem krytyki, także ze strony komentatorów sympatyzujących z administracją USA, spotkał się prezydent Barack Obama za swoje wypowiedzi na temat planów budowy meczetu w pobliżu Strefy Zero w Nowym Jorku - miejsca ataku terrorystycznego 11 września 2001.

Politycy i publicyści komentujący w niedzielnych programach telewizyjnych stanowisko Obamy w tej sprawie wytknęli mu sprzeczności w wypowiedziach na ten temat. W sobotę wieczorem Obama, mówiąc o meczecie, zdawał się wycofywać w oświadczenia z poprzedniego dnia.

W piątek na uroczystej kolacji wydanej z okazji rozpoczęcia ramadanu, świętego miesiąca muzułmanów, prezydent powiedział, że "mają oni prawo" do budowy meczetu koło miejsca ataku 11 września, gdyż wynika to z zasady wolności religijnej w USA. Oświadczenie spotkało się licznymi protestami prawicowych polityków.

"Decyzja budowy meczetu koło Strefy Zero jest głęboko niepokojąca, podobnie jak decyzja prezydenta, aby to poprzeć. Nie jest to kwestia prawa i wolności religijnej. Podstawowym problemem jest tu szacunek dla tragicznego momentu naszej historii" - powiedział przywódca republikańskiej mniejszości w Izbie Reprezentantów John Boehner.

Prawicowi krytycy podkreślają, że muzułmanie mają prawo do budowy meczetu, ale powinni liczyć się z uczuciami rodzin zamordowanych i nie wznosić go w tym akurat miejscu. Budowę meczetu koło Strefy Zero porównuje się do pomysłu, by np. Niemcy zbudowali niemiecki ośrodek kulturalny na terenie obozu Auschwitz albo Serbowie zbudowali cerkiew w miejscu masakry Muzułmanów w Srebrenicy (tego ostatniego porównania użyła była kandydatka GOP na prezydenta Sarah Palin).

W sobotę, kiedy Obamę, przebywającego wtedy na wakacjach w Panama City na Florydzie, zapytano o jego wypowiedź na temat meczetu, odpowiedział, że nie oznaczała ona poparcia dla jego budowy w kontrowersyjnym miejscu. W ataku na wieżowce WTC na Manhattanie, przeprowadzonym przez islamskich ekstremistów z Al-Kaidy, zginęło ponad 2700 osób.

"Nie wypowiadałem się i nie będę się wypowiadał na temat słuszności decyzji budowy tam meczetu. Wypowiadałem się bardzo specyficznie o prawie, które ludzie mają (w USA) od początku istnienia naszego kraju" - oświadczył prezydent.

Jednak znana komentatorka telewizji ABC News, Cokie Roberts, wypomniała mu, że nie jest to prawdą - wypowiedź w piątek bezpośrednio odnosiła się do budowy meczetu i została jednoznacznie odczytana jako jego poparcie. "Uważam, że muzułmanie mają takie same prawo do praktykowania swej religii, jak ktokolwiek inny w tym kraju. Odnosi się to również do prawa budowy miejsca kultu na terenie prywatnej posiadłości na Dolnym Manhattanie" - brzmiała wypowiedź Obamy.

Według sondażu telewizji CNN, 68 procent Amerykanów jest przeciwnych pomysłowi budowy meczetu w miejscu tragicznej śmierci 2700 ludzi z rąk radykalnych islamistów. Zdaniem liberalnych komentatorów, należących do mniejszości popierającej projekt meczetu, jak Roberts i publicysta "Washington Post" David Ignatius, prezydent "słusznie i odważnie" wypowiedział się w piątek pod prąd opinii.

Następnego dnia jednak - uważają ci komentatorzy - postanowił częściowo wycofać się z tej wypowiedzi po zapoznaniu się z sondażami, najwyraźniej w obawie przed jej politycznymi skutkami w kraju. Obama traci popularność, jego notowania spadły ostatnio do 41 procent, i - jak uważa Roberts - doszedł do wniosku, że nie może sobie pozwolić na przeciwstawienie się większości opinii w sprawie meczetu.

Niedzielny "New York Times", mocno popierający demokratyczną administrację, wyraził zaniepokojenie, że wypowiadając się na temat meczetu, Obama "wpłynął na zdradliwe politycznie wody" i może go to sporo kosztować. "USA Today" zwraca uwagę, że swoimi oświadczeniami prezydent przekształcił lokalny problem w kwestię ogólnokrajową i na pewno nie pomógł tym Demokratom przed listopadowymi wyborami do Kongresu.

PAP, pp