Szef misji UNHCR w Szuszy Hovig Etyemezian tłumaczy, że choć liczba libijskich uchodźców przebywających w obozach w ostatnich tygodniach znacznie zmalała, to sytuacja na libijsko-tunezyjskiej granicy jest wciąż trudna. - Każdego dnia przybywa nowych uchodźców i choć jeszcze miesiąc temu obozy pękały od ich nadmiaru, gdyż było ich ponad 115 tysięcy, to ci, którzy tu pozostali w zasadzie nie mają dokąd wracać - powiedział. Podkreślił jednocześnie, że obecnie tylko nieliczni wracają do swych domów w Sudanie, Ghanie, Nigerii, czy Bangladeszu. - Inni albo nie mogą wrócić do ojczyzny, ze względu na sytuację polityczną, albo nie chcą tego robić z obawy przed prześladowaniami. Wielu z nich marzy o tym, że przyjmie ich Europa, bo - jak mówią - w Afryce nie mają już czego szukać - wyjaśnił Etyemezian. - W zasadzie nie wiadomo co z nimi zrobić, są tutaj jakby na stałe, bez dalszej perspektywy na wyjazd stąd, gdyż nikt na siłę nie może ich wyrzucić - dodał.
Uchodźcy w Szuszy zostali podzieleni według narodowości i tworzą sobie namiastki państw zamknięci szczelnie za płotem z drutem kolczastym. - To wszystko ze względów głównie bezpieczeństwa, ale także i po to abyśmy wiedzieli ilu ich tak naprawdę tutaj przebywa - tłumaczył Etyemezian.
Na pogarszającą się sytuację w obozach składa się także brak lekarstw i środków higieny osobistej, ale przede wszystkim - jak podkreślił szef misji UNHCR - coraz mniejsze zaangażowanie w pomoc samych Tunezyjczyków. - Tak naprawdę to Tunezyjczykom należą się największe słowa uznania za pomoc jakiej udzielili wielu tysiącom uchodźców, ale ich siły i możliwości się kończą. U Tunezyjczyków widać już zniechęcenie i zmęczenie, czują się często osamotnieniu w niesieniu pomocy. Bez pomocy z zewnątrz, od organizacji międzynarodowych i Unii Europejskiej, sytuacja będzie się z dnia na dzień pogarszała - ocenił Etyemezian. Szef misji UNHCR podkreślił, że choć pomoc humanitarna powoli przychodzi z zewnątrz to jest ona wciąż niewielka. - Tutaj ciągle czegoś brakuje, potrzeby są ogromne. Fala uchodźców to nie jest już problem tylko Tunezji, lecz całej Europy i świata - zaznaczył.
PAP, arb