Z tego samego sondażu wynika jednak, że Amerykanie dostrzegają słabości Gingricha i mają wątpliwości, czy w wyborach prezydenckich pokona Baracka Obamę. Gdyby wybory odbyły się dziś, 49 procent wszystkich wyborców głosowałoby na obecnego prezydenta, a 43 procent na Romneya. Gdyby przeciwnikiem Obamy był Gingrich, Demokrata wygrałby znacznie większą różnicą głosów - 55 do 37 procent. Przytaczając te liczby, liczni prominentni konserwatyści wezwali ostatnio Republikanów do poparcia w prawyborach Romneya przeciw Gingrichowi. Podkreślają oni, że były szef Izby Reprezentantów jest politykiem nieobliczalnym, wywołującym niepotrzebne konflikty i "niewybieralnym". - Chcecie zwycięstwa Obamy? Głosujcie na Gingricha! - oznajmiła komentatorka prawicowej telewizji Fox New, Ann Coulter. O poparcie Romneya zaapelowali także: były senator i kandydat Partii Republikańskiej na prezydenta Bob Dole, były lider Republikanów w Izbie Reprezentantów Tom DeLay, strateg polityczny Karl Rove i czołowi konserwatywni publicyści: Charles Krauthammer i Michael Gerson.
Kolejne głosowanie w ramach prawyborów odbędzie się 31 stycznia na Florydzie. Sondaże sugerują, że powinien tam wygrać Romney. W tym dużym stanie decydującą rolę w kampanii wyborczej odgrywają ogłoszenia telewizyjne, gdyż nie można dotrzeć w inny sposób do wszystkich wyborców. Romney, dysponujący olbrzymimi funduszami dzięki poparciu partyjnego establishmentu, ma pod tym względem przewagę nad mniej zasobnym w fundusze Gingrichem.
PAP, arb