Emerytowany inżynier Norm Beckel, dziś 78-letni, wspominał, że prawie wszyscy zatrudnieni przy programie Mercury mieli po 20-kilka lat i byli świeżo po ukończeniu nauki w college'u. Kadra kierownicza była po trzydziestce. - Nie wiem czy dzisiaj zaufałbym dwudziestolatkowi - powiedział żartobliwie. - Oni (kierownictwo agencji NASA) tego wtedy nie wiedzieli, ale pracowalibyśmy nawet za darmo - powiedział inny inżynier, 78-letni-Jerry Roberts, który spędza zimę na Florydzie.
"Jak zdołaliśmy wystrzelić cokolwiek w kosmos?"
77-letni Bob Schepp, który aby spotkać się ze starymi znajomymi, podróżował aż ze St.Louis, nie mógł się po latach nadziwić jakim prymitywnym sprzętem wówczas dysponowali. - Zastanawiam się jak w ogóle zdołaliśmy wystrzelić cokolwiek w kosmos, mając tylko coś takiego - powiedział oglądając stanowisko startowe. - Dzisiaj wszystko jest cyfrowe. Ale my byliśmy pionierami i udało się nam odnieść sukces - dodał.
Roberts wspominał, że pracował wraz z kolegami po 16, 18 godzin dziennie, przez siedem dni w tygodniu, aby nadrobić dystans do ZSRR, którego kosmonauta Jurij Gagarin jako pierwszy człowiek okrążył Ziemię w 1961 r. Przed Glennem, w kosmosie znalazł się również drugi kosmonauta ZSRR - Herman Titow. - Wiele małżeństw nie wytrzymało wówczas rozłąki i rozpadło się - powiedział Roberts.
"Potem był już tylko zjazd w dół"
Przy projekcie Mercury pracowały też kobiety. - Nie byłyśmy sekretarkami, pracowałyśmy jako matematyczki - powiedziała jedna z nich, 74-letnia Lucy Simon Rakov z Bostonu. Patricia Palombo, również 74-letnia, wspominała, że praca przy projekcie Mercury była szczytowym okresem jej kariery. - Potem był już tylko zjazd w dół - powiedziała śmiejąc się.
Weterani programu spotkali się z dwoma, żyjącymi jeszcze astronautami programu Mercury: 90-letnim Johnem Glennem i 86-letnim Scottem Carpenterem. - W programie Mercury tylko jeden człowiek leciał na orbitę, ale aby go tam wynieść i sprowadzić bezpiecznie na Ziemię pracowało tysiące ludzi - powiedział Carpenter.
zew, PAP