Koalicja Zielona Algieria z udziałem umiarkowanie islamistycznej partii Ruch Społeczeństwa na rzecz Pokoju (dawniej Ruch Społeczności Islamskiej-Hamas), bliskiej retoryce egipskiemu Bractwu Muzułmańskiemu, zdobyła 48 mandatów. Koalicja ta dysponowała dotąd 72 mandatami i spodziewała się, na podstawie obserwacji lokali wyborczych, że po wyborach może liczyć na 80 do 100 deputowanych. Po ogłoszeniu wyników algierscy islamiści skrytykowali "wielką manipulację" wyborczą na poziomie wilajetów (prowincji) na rzecz partii sprawujących władzę.
Na czwartym miejscu spośród ponad 40 ugrupowań startujących w wyborach znalazła się najstarsza partia opozycyjna, świecki Front Sił Socjalistycznych (FSS), który w tym roku zerwał z ponaddziesięcioletnim bojkotowaniem wyborów.
Nowy parlament będzie miał za zadanie m.in. rewizję dotychczasowej konstytucji kraju i przygotowanie sceny na ważne wybory prezydenckie przewidziane na 2014 rok, kiedy to upływa trzecia kadencja obecnego prezydenta Abdelaziza Butefliki, rzadzącego Algierią od 1999 roku. 75-letni prezydent Buteflika najprawdopodobniej skorzysta ze swoich prerogatyw i wyznaczy po wyborach następcę na to stanowisko. Głównym kandydatem jest przywódca FLN Abdelaziz Belchadem.
W przeciwieństwie do długich kolejek do lokali wyborczych w innych krajach arabskich, w których do wyborów doprowadził wybuch arabskiej wiosny, większość Algierczyków wykazywała niewielkie zainteresowanie kampanią wyborczą. Algierczycy powoływali się na brak władzy parlamentu, chroniczne oszustwa wyborcze i brak wiary w możliwość rzeczywistej zmiany w kraju rządzonym przez nieformalną siatkę niewybieralnej "władzy" z korzeniami w siłach bezpieczeństwa. Oficjalne algierskie władze zaprzeczają istnieniu takiego pozaformalnego układu. Rząd ogłosił, że frekwencja w kraju i za granicą wyniosła 42,36 procent wśród uprawnionych do głosowania 21,6 mln zarejestrowanych wyborców. Według Reutera frekwencja sięgnęła 30 procent w większych miastach, takich jak stołeczny Algier. Także część niezależnych gazet wyraziła sceptycyzm co do podanej przez rząd frekwencji, przypominając obserwowany w całym kraju przez dziennikarzy brak zainteresowania ze strony wyborców i ich apatię.
sjk, PAP