"Financial Times": Romney spotka się z Wałęsą, by pokazać, że USA są potęgą

"Financial Times": Romney spotka się z Wałęsą, by pokazać, że USA są potęgą

Dodano:   /  Zmieniono: 
Mitt Romney (fot. EPA/Matthew Cavanaugh/PAP)
Tak jak w czasie swej podróży zagranicznej w 2008 roku Barack Obama, wówczas kandydat Demokratów na prezydenta USA, chciał odbudować moralną reputację Stanów Zjednoczonych, tak celem Mitta Romneya jest obecnie powrót do silnej pozycji USA - pisze "Financial Times".
Republikanin Romney udaje się w tym tygodniu z wizytą do Europy i Izraela, żeby zdobywać dyplomatyczne szlify. Podobnie jak Obama, który cztery lata temu przyciągnął w Berlinie 200-tysięczy tłum, Romney z rozmysłem dobrał każdy przystanek, aby wysłać sygnał amerykańskim wyborcom - ocenia brytyjski dziennik w artykule redakcyjnym.

W przypadku Wielkiej Brytanii, gdzie Romney spotka się m.in. z premierem Davidem Cameronem, przekaz jest jasny: kandydat na prezydenta stoi ramię w ramię z najbliższym sojusznikiem USA. "To samo dotyczy Polski, z tym dodatkowym przypomnieniem, że Romney opisał Rosję jako geopolitycznego wroga >numer jeden< Ameryki. Miejmy nadzieję, że powstrzyma się od rozwijania tej myśli na polskiej ziemi" - pisze "Financial Times". Gazeta zaznacza, że "zimnowojennym podtekstem" jest też fakt, że Romney ma się spotkać z historycznym liderem Solidarności Lechem Wałęsą, co - jak komentuje "FT" - może mieć znaczenie dla polsko-amerykańskich wyborców w tych stanach Środkowego Zachodu, w których wynik wyborów nie jest jeszcze przesądzony (tzw. swing states).

Najważniejszym przystankiem podróży Romney'a ma być Izrael, gdzie Romney ma nadzieję nie tylko zabiegać o poparcie, ale także zaakcentować różnicę między nim samym a Obamą - pisze "Financial Times". Przypomina, że republikański kandydat zapewniał, że - gdy on zostanie prezydentem - Iran nie wejdzie w posiadanie broni atomowej, co mogłoby się wydarzyć, gdyby na drugą kadencję wybrany został Obama.

Tak czy inaczej dla oceny podróży Romneya bardziej rzucają się w oczy kraje, których ten wcale nie odwiedzi - pisze "FT" i zauważa, że najbardziej znaczące są Niemcy i Afganistan. "Pierwszy z tych krajów jest wiodącą europejską siłą, a drugi teatrem niepopularnej wojny, którą, jak twierdzi Romney, prezydent USA zbyt wcześnie sobie odpuszcza. Żaden z tych krajów nie ma jednak znaczenia dla celów wyborczych" - konkluduje "Financial Times".

PAP, arb