„Początkowo narastające nastroje nacjonalistyczne mogły pomagać rządowi. Sprawiały, że ludzie byli bardziej podlegli i w większym stopniu popierali rząd. Ale jeśli protesty i nastroje nacjonalistyczne będą dalej się nasilać, staną się dla rządu kolejnym problemem” - powiedział PAP politolog z Uniwersytetu w Makau Kwong Kam Kwan.
Świadczy o tym zmieniający się charakter demonstracji, które w ostatnich tygodniach znacznie zyskały na gwałtowności. „W przeciwieństwie do poprzednich ostatnie protesty były bardzo brutalne. Wcześniejsze protesty były dobrze zorganizowane, a ludzie bardzo zdyscyplinowani. Tym razem doszło do aktów przemocy. Antyjapoński sentyment jest silny i wymyka się rządowi spod kontroli” - powiedział naukowiec.
Fakt, że rząd zezwala ludziom na manifestowanie swoich poglądów na tak dużą skalę, wynika jego zdaniem również z tego, że najwyższe władze pochłonięte są przygotowaniami do przekazania sterów w państwie nowemu pokoleniu przywódców, co ma nastąpić na 18. kongresie partii w październiku. „Poświęcają więcej czasu na dyskusje związane z przejęciem władzy. Kiedy proces ten zakończy się, będą mieli czas na rozwiązanie sprawy protestów. Mogą to zrobić w bardzo krótkim czasie” - ocenił Kwong.
W wielu miastach na czele antyjapońskich pochodów niesiono portrety przewodniczącego Mao Zedonga, ojca chińskiego komunizmu. Według ekspertów cytowanych przez hongkoński dziennik „South China Morning Post” może to być oznaką niezadowolenia społeczeństwa z polityki reform i otwarcia Chin na świat rozpoczętej po śmierci Mao przez Denga Xiaopinga i kontynuowanej przez obecną administrację.
Jednak zdaniem specjalisty z Uniwersytetu w Makau korzyści ekonomiczne, jakie liberalizacja przyniosła Chińczykom, wykluczają taką możliwość. „Ludzie są zadowoleni. W przyszłości będą dalej zyskiwać na polityce reform” - powiedział.
- Chiny nie są oczywiście odporne na działanie globalnej recesji, dlatego wzrost ich gospodarki będzie w najbliższych miesiącach wolniejszy. Jednak w porównaniu z Ameryką czy Europą chińska gospodarka jest wciąż w bardzo dobrym stanie - ocenił. Największe antyjapońskie protesty miały miejsce 15, 16 i 18 września. Na ulice ponad 100 chińskich miast wyszło wówczas kilkadziesiąt tysięcy osób. W niektórych miastach, takich jak Shenzhen, Xi'an i Qingdao, tłum niszczył japońskie samochody, restauracje, sklepy i fabryki. Dochodziło również do aktów przemocy przeciwko przypadkowym osobom.
Demonstracje zaczęły się po decyzji rządu Japonii o wykupieniu z rąk prywatnych właścicieli wysp, które według Pekinu podlegają suwerenności Chin. Te bezludne wyspy na Morzu Wschodniochińskim noszą japońską nazwę Senkaku i chińską Diaoyu. Są one od lat administrowane przez Tokio, a znajdują się w pobliżu bogatych łowisk i prawdopodobnie dużych złóż ropy naftowej i gazu.
eb, pap
