W Korei Południowej istnieje ok. 40 szkół, w których młodzi Koreańczycy przez dziewięć miesięcy uczą się niemal bez przerwy przez 18 godzin, by poprawić swoje wyniki na egzaminie końcowym (czymś w rodzaju naszej matury) - co ma im umożliwić studia na dobrej uczelni i zdobycie atrakcyjnej pracy. W szkołach tych dziewczynki i chłopcy nie mogą ze sobą rozmawiać, ani nawet stać w jednej kolejce - a przestrzegania surowych reguł pilnują kamery monitorujące życie uczniów przez 24 godziny na dobę - pisze "Gazeta Wyborcza".
Zajęcia zaczynają się od 6:30 - i trwają do północy (z krótką przerwą na lunch). Czesne w tych nietypowych szkołach wynosi ok. 1,8 tys. dolarów miesięcznie. W czasie dziewięciu miesięcy nauki uczniowie powtarzają cały dotychczas przerobiony materiał ze wszystkich przedmiotów.
Uczniowie przez 24 godziny na dobę znajdują się pod czujnym okiem kamer, które sprawdzają m.in. czy uczniowie nie przysypiają na zajęciach. Jeśli zdarzy im się to ostatnie - są budzeni przez nauczycieli i karani "żółtymi kartkami". W najgorszym wypadku mogą zostać usunięci ze szkoły.
Spośród krajów OECD Korea Południowa ma najwyższy wskaźnik skolaryzacji - 82 proc. absolwentów szkół średnich zdaje na studia (tymczasem jeszcze w 1945 roku 80 proc. mieszkańców Korei Południowej było... analfabetami).
"Gazeta Wyborcza", arb
Uczniowie przez 24 godziny na dobę znajdują się pod czujnym okiem kamer, które sprawdzają m.in. czy uczniowie nie przysypiają na zajęciach. Jeśli zdarzy im się to ostatnie - są budzeni przez nauczycieli i karani "żółtymi kartkami". W najgorszym wypadku mogą zostać usunięci ze szkoły.
Spośród krajów OECD Korea Południowa ma najwyższy wskaźnik skolaryzacji - 82 proc. absolwentów szkół średnich zdaje na studia (tymczasem jeszcze w 1945 roku 80 proc. mieszkańców Korei Południowej było... analfabetami).
"Gazeta Wyborcza", arb
