Irlandia: Przyznały się do aborcji, grozi im dożywocie

Irlandia: Przyznały się do aborcji, grozi im dożywocie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Irlandki przyznały się do aborcji, grozi im dożywocie (fot. sxc.hu) Źródło:FreeImages.com
Walkę o jedyną prywatną klinikę aborcyjną wygrały odważne Irlandki. Przeciwnicy aborcji obawiali się, że żądza zysku przeważy nad praworządnością, i domagali się zamknięcia ośrodka. Ponad 100 kobiet broniących kliniki publicznie przyznało się do łamania surowego prawa antyaborcyjnego.
Otwarcie Marie Stopes, jedynej prywatnej kliniki aborcyjnej wywołało dyskusję na temat przerywania ciąży. Ostatecznie 12 marca Zgromadzenie Narodowe odrzuciło projekt zakładający wykonywanie aborcji jedynie w ramach NHS (odpowiednik Narodowego Funduszu Zdrowia).

W obronie prywatnej kliniki wystąpiło ponad 100 kobiet. W liście otwartym przyznały, że zażyły kupione przez internet tabletki aborcyjne, co w Irlandii Północnej jest nielegalne. Podjęły spore ryzyko, bo obecne przepisy, uchwalone jeszcze w XIX wieku, przewidują za wywołanie poronienia dożywocie.

- Jeśli ktoś chce zgłosić sprawę prokuraturze i wsadzić mnie do więzienia - proszę bardzo. Jestem gotowa ponieść konsekwencje. Chętnie stanę przed sądem i spróbuję pokazać absurd tej sytuacji - powiedziała "Observerowi" 23-letnia studentka Suzanne Lee.

Przeciw Marie Stopes protestowały z kolei organizacje broniące życia (dostarczyły aż 250 tys. podpisów).
- Nie chcemy instytucji, która zarabia na śmierci nienarodzonych dzieci. Spotka się to z protestami ze strony ludzi, rządu i Kościołów - przekonywał Bernie Smith z grupy Precious Life.

Klinika nie przeprowadza zabiegów chirurgicznych, tylko farmakologiczne. W Irlandii zabiegi takie są możliwe do dziewiątego tygodnia (w innych częściach Wielkiej Brytanii w grę wchodzi nawet 24. tydzień) i kosztują 450 funtów.

Irlandia Północna ma jedne z najbardziej rygorystycznych przepisów aborcyjnych w Europie. Aborcji można dokonać jedynie w celu ratowania życia matki lub jeśli podtrzymywanie ciąży powodowałoby u niej poważne, trwałe szkody fizyczne lub mentalne. Kryteria te spełnia co roku ok. 30-40 kobiet. Za złamanie tego prawa grozi nawet dożywocie.

Znacznie więcej kobiet podróżuje do Anglii, Walii lub Szkocji, gdzie prawo jest bardziej liberalne.

jc, Gazeta Wyborcza