Blady strach na dyktatorów

Blady strach na dyktatorów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Prezydent Kuby Fidel Castro przestraszył się, że po Iraku i Afganistanie Kuba może być jednym z następnych państw, w którym Amerykanie przywrócą demokrację.
W czwartek Castro w opublikowanym odręcznym, ironicznym liście "dziękował" za ostrzeżenie ambasadorowi USA w Dominikanie Hansowi Hertellowi, który oświadczył, że wojna przeciwko Irakowi może okazać się "przykładem" dla Kuby. Twierdził, że jego kraj stał się celem "prowokacji" ze strony Waszyngtonu, który dąży do "wojskowej agresji", i ostrzegł, że jeśli do niej dojdzie, USA wywołają "wojnę stuletnią".

"Chcą doprowadzić do konfliktu i do wojskowej agresji" -  oświadczył Castro podczas uroczystości zorganizowanej na cześć prezydenta Wenezueli Hugo Chaveza.

"Nie chcemy wojny, nie chcemy nawet zwycięstw, ponieważ znamy ich cenę" - mówił Castro. "Ale będzie omyłką, jeśli zechcą użyć siły przeciwko nam, ponieważ od dawna studiujemy każdą wojnę, każdą technologię i wiemy, co należy robić".

"Jeśli tu wkroczą - dodał kubański przywódca - będzie to wojna stuletnia, (...) ponieważ jesteśmy przygotowani, wiemy dokładnie, co powinniśmy robić".

Podobne ostrzeżenia przed wkroczeniem sił USA formułowali zarówno talibowie w Afganistanie, jak i prezydent Iraku Saddam Husajn.

Castro podkreślił, że "od 44 lat" USA starają się bezowocnie doprowadzić do fiaska rewolucji kubańskiej.

W tym tygodniu rząd kubański oskarżył Stany Zjednoczone o  organizowanie i finansowanie grup dysydenckich na wyspie. Jednocześnie kubański minister spraw zagranicznych Felipe Perez Roque zarzucił Stanom Zjednoczonym inspirowanie aktów piractwa powietrznego, m.in. przez odmawianie Kubańczykom wiz wyjazdowych do USA, mimo umowy zawartej miedzy obu krajami w tej sprawie.

W ciągu ostatnich 7 miesięcy doszło na Kubie do siedmiu aktów piractwa powietrznego i morskiego.

Trzej spośród 11 uzbrojonych porywaczy, którzy próbowali w tym tygodniu uprowadzić prom pasażerski z 50 pasażerami na pokładzie, zostało przez sąd doraźny skazanych na karę śmierci za "akty szczególnej brutalności", a wyrok niezwłocznie wykonano.

Egzekucja porywaczy i ogłoszone kilka dni wcześniej bardzo wysokie wyroki na 75 kubańskich dysydentów wywołały na świecie kampanię protestów.

Napięcie w stosunkach między Hawaną a Waszyngtonem weszło w nową fazę zaostrzenia po tym, gdy 6 marca Castro publicznie skrytykował szefa Sekcji Interesów Amerykańskich (USA przed 40 laty zerwały stosunki dyplomatyczne z Kubą) w Hawanie Jamesa Casona, jako jedynego dyplomatę, który przybył na przyjęcie wydane przez pewną znaną działaczkę opozycyjną, skazaną przed kilku dniami na 20 lat więzienia.

em, pap