Bush nie cieszy się sympatią Turków, których większość była przeciwna wojnie w Iraku. W sobotę do rozpędzenia agresywnie zachowujących się demonstrantów w Ankarze, protestujących przeciwko wizycie Busha, policja turecka musiała użyć gazów łzawiących i armatek wodnych.
Amerykański prezydent przyjechał do Turcji w sobotę. Tego samego dnia katarska telewizja Al-Dżazira poinformowała, że grupa powiązanego z Al-Kaidą jordańskiego terrorysty Abu Musaba al- Zarkawiego porwała trzech Turków i zagroziła obcięciem głów zakładnikom, jeśli Turcy nie zaprzestaną "wspierania sił okupacyjnych". Turecki minister obrony Vecdi Gonul oświadczył jednak, że Turcja nie ugnie przed żądaniami irackich porywaczy.
"Turcja zwalczała działalność terrorystyczną przez ponad 20 lat. Proszą oni (tzn. terroryści) o wiele rzeczy, domagają się wielu rzeczy. Nigdy nie traktowaliśmy tego poważnie" - powiedział minister. Turcja stanowczo odmówiła jakiegokolwiek militarnego współdziałania z Amerykanami w Iraku, ale wielu cywilnych Turków pracuje w firmach, zaopatrujących siły koalicji.
Według Al-Dżaziry, w oświadczeniu grupy Zarkawiego wezwano "tureckie siły i firmy, które wspierają siły okupacyjne w Iraku", do opuszczenia tego kraju w ciągu trzech dni. Wezwano też do "ogromnych demonstracji" w Turcji przeciwko wizycie "tego zbrodniarza Busha". em, pap