Żywność za seks

Dodano:   /  Zmieniono: 
Największy dom publiczny świata powstał przy misjach pokojowych ONZ.
Bunia we wschodnim Kongu. Wśród zdemolowanych domów krążą uzbrojone w automaty oddziały misji pokojowych. Po zmroku miasto pustoszeje; w nocy słychać odgłosy strzelanin między wojskiem a lokalnymi partyzantami. Trzynastoletnia Faela sądziła, że dla niej i jej sześciomiesięcznego synka będzie lepiej, jeśli przeniosą się do obozu dla uchodźców prowadzonego przez błękitne hełmy na obrzeżach miasta. "Kiedy poprosiłam o żywność, powiedzieli, że jeśli chcę jeść, muszę im świadczyć usługi seksualne. Teraz jeśli pójdę z nimi do łóżka, dają mi jedzenie, banany, ciastka. Muszę to robić dla mojego synka Josepha. Nikt inny się nim nie zajmie" - opowiada Faela.

"To jest handel wymienny - żywność za seks. Szef naszego obozu powiedział mi, że jeśli nie dam mu jednej z moich córek, nie będę miała co jeść - opowiada kobieta z obozu uchodźców w Sierra Leone. - Podają stawkę: kilogram soi za stosunek". Takie przerażające opowieści pracownicy organizacji pomocowych pierwszy raz usłyszeli dwa lata temu. Od tego czasu niewiele się zmieniło. - Żołnierze stali się ostrożniejsi. Dbają, by nic się nie wydostało poza teren obozu. Proceder jednak cały czas trwa - mówi "Wprost" Steve Crawshaw, dyrektor londyńskiego biura Human Rights Watch. - Wokół misji pokojowych działa dziś największy zamtuz świata. To, co dociera do mediów, to tylko wierzchołek góry lodowej - dodaje Kenneth Cain, były pracownik ONZ.

Kodeks niemożności

W 2002 r. przedstawiciele biura dochodzeniowego ONZ oraz brytyjskiej organizacji pozarządowej Save the Children postanowili zbadać napływające do nich doniesienia o wykorzystywaniu seksualnym uchodźców w Liberii, Gwinei i Sierra Leone. Rezultat trwających 40 dni przesłuchań był zatrważający. Okazało się, że seksualne wykorzystywanie kobiet i dzieci w obozach jest powszechne. Wysłannicy zanotowali oskarżenia przeciw 67 osobom z ponad 40 organizacji. Wynikało z nich, że w niektórych obozach nie sposób otrzymać żywności, lekarstw czy materiałów szkolnych bez zapłaty seksualnej. Kofi Annan najpierw nakazał "dla dobra poszkodowanych" utajnić raport ze śledztwa. Ujawnił go potem pod naciskiem opinii publicznej i ogłosił "politykę zerowej tolerancji" dla takich przestępstw.

Narzędziem realizacji tej polityki stał się kodeks postępowania pracownika misji pokojowych. Wylicza się w nim, jakie działania wobec uchodźców i mieszkańców obozu są zabronione. Karą za nadużycie ma być natychmiastowe wyrzucenie ze służby. W obozach miały powstać "punkty konsultacyjne", w których odpowiednio przeszkolony personel zbierałby informacje od uchodźców. Sekretarz generalny ONZ zobowiązał się co roku publikować raport na ten temat. Wedle jego meldunków, od tamtej pory liczba wypadków wykorzystywania systematycznie spada. Do innego wniosku doszli wysłannicy amerykańskiej organizacji Refugees International, którzy przez kilka miesięcy badali warunki panujące w obozach ONZ w Liberii. To jedna z największych misji pokojowych - służy w niej 15 tys. żołnierzy. Według Refugees International, sytuacja w obozach jest podobna do tej sprzed dwóch lat. - Wprowadzono kary, ale nie zrobiono nic, by wykrywać wypadki wykorzystywania seksualnego - mówi "Wprost" Sarah Martin, autorka raportu.

"Stosowne kroki"

W 2003 r. zarejestrowano 24 wypadki wykorzystywania seksualnego wśród pracowników sześciu agencji (chodzi o Departament Operacji Pokojowych, Biuro Koordynatora Pomocy Humanitarnej, UNHCR, UNICEF, Światowy Program Żywnościowy i Agencję Pomocy Uchodźcom Palestyńskim). W dwóch sytuacjach podjęto działania dyscyplinarne, a w pozostałych, jak czytamy w raporcie, "stosowne kroki". Nikt w sekretariacie ONZ nie potrafił wyjaśnić "Wprost", co to dokładnie oznacza.

W kwietniu dziennikarze brytyjskiego "The Independent" postanowili zobaczyć, jakie warunki panują w obozie dla uchodźców w Bunii w Demokratycznej Republice Konga. W ciągu kilku dni zebrali zeznania kilkunastu dziewczynek i kobiet wykorzystywanych seksualnie przez błękitne hełmy. "Latryna dla kobiet stoi nie osłonięta niedaleko namiotu żołnierzy urugwajskich. Dziury w płocie są co kilkanaście metrów, ktokolwiek chce, może wejść do obozu" - relacjonowały. Z rozmów wynikało, że prostytucja jest powszechna. "Przecież muszą coś jeść" - tłumaczył jeden z pracowników obozu.

Po publikacji reportażu ONZ przyznała, że prowadzi śledztwa w sprawie trzydziestu nadużyć w Demokratycznej Republice Konga. Podobne niezależne dochodzenia ujawniały kolejne wypadki wykorzystywania seksualnego - w Sierra Leo-ne, Liberii i Gwinei (gdzie aresztowano irlandzkiego żołnierza, który w obozach kręcił filmy porno).

Grzegorz Sadowski. Współpraca: Dominika Ćosić