Według wcześniejszych wypowiedzi przedstawicieli obecnych władz irackich, większość pieniędzy, bo 1,1 mld dolarów, ukradziono lub zmarnowano w resorcie obrony, a 500-600 mln dolarów przepadło w pozostałych czterech ministerstwach.
Szalanowi zarzuca się, że jego resort kupował broń, między innymi z Polski i Pakistanu, bez przetargów i za pośrednictwem małej firmy bagdadzkiej, a nie od producentów lub rządów, i że broń ta była przestarzała lub złej jakości, co, jak podała BBC, "poważnie utrudniło walkę z rebelią".
Szalan, który po odejściu z rządu przeniósł się do Jordanii, kategorycznie zaprzecza zarzutom. W końcu września oświadczył na konferencji prasowej w Warszawie, że nie zdefraudował żadnych pieniędzy ani nie wydawał ich na niesprawny sprzęt. Powiedział, że zarzuty są dziełem jego politycznych przeciwników, inspirowanych, jego zdaniem, przez Iran.
Również polski Bumar, który jest dostawcą części uzbrojenia dla irackich sił bezpieczeństwa, wyjaśniał już kilkakrotnie, że zakupione u niego śmigłowce Mi-17 pochodzą z lat 1978-92 i są po generalnym remoncie. - Dzięki temu strona iracka, która została o tym poinformowana, zapłaciła za nie znacznie mniej niż za nowe - tlumaczą przedstawiciele Bumaru.
Raport irackiej najwyższej izby kontroli trafił do kancelarii obecnego premiera Ibrahima Dżafariego w maju. Wydanie nakazów aresztowania zapowiedziano w połowie września.
Brytyjski "Independent" pisał we wrześniu, że według irackich organów kontrolnych, wątpliwymi transakcjami kierowali urzędnicy, których nominacje do wcześniejszych władz irackich zarekomendowali lub zaakceptowali Amerykanie. Dziennik zastanawiał się, jak to się stało, że domniemane malwersacje pozostawały tak długo niezauważone. - Może to oznaczać, iż Irakijczycy byli tylko figurantami, a za nimi kryli się wytrawni kombinatorzy, być może z armii czy wywiadu amerykańskiego - spekulowała gazeta.
em, pap
Czytaj też: Iracki przekręt