Człowiek, który ocalił Ziemię

Człowiek, który ocalił Ziemię

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozsądek, zimna krew i... niesubordynacja Stanisława Pietrowa, pułkownika wojsk rakietowych ZSRR 23 lata temu ocaliła świat przed atomową zagładą. Dopiero teraz doceniono jego decyzję.
26 września 1983 r. płk Pietrow już trzymał rękę na urządzeniu, którym miał odpalić 5 tys. nuklearnych pocisków w stronę Stanów Zjednoczonych. Tego dnia Pietrow tuż po północy pełnił służbę w  zamkniętym mieście Serpukow-15, ok. 50 km na północny wschód od Moskwy, gdzie w podziemnym bunkrze ukrytym w lesie mieściło się atomowe centrum dowodzenia i słynny rosyjski czerwony guzik, którego naciśnięcie uruchomiłoby lawinę zagłady - pisze "Nowy Dzień".

Niecałe cztery tygodnie wcześniej Rosjanie przez pomyłkę zestrzelili koreański samolot pasażerski z  269 osobami na pokładzie, biorąc go za samolot szpiegowski.

40 minut po północy nowy, nie do końca przetestowany radziecki satelitarny system ostrzegania wszczął alarm. Według niego, pięć amerykańskich rakiet nadlatywało z głównej bazy USA Malmstrom w Montanie. W hali rozległ się dźwięk syreny alarmowej, a na pulpicie, przy którym siedział Pietrow, zaczęły migać dwie lampki: "atak rakietowy" i "start". Zgodnie z instrukcją bez zastanowienia powinien zawiadomić przywódcę ZSRR Jurija Andropowa, rozpocząć odliczanie i wystrzelić rakiety. Taki atak oznaczałby nieuchronnie początek III wojny światowej. Amerykańska "odpowiedź" zmiotłaby bowiem pół Europy razem z Polską z powierzchni Ziemi. Wojskowy nie stracił jednak zimnej krwi. - Kto zarządziłby atak przy użyciu tylko pięciu pocisków? Taki idiota jeszcze się nie narodził - pomyślał.

Pietrow zrobił rzecz niebywałą w Armii Radzieckiej; zaufał intuicji i nie wykonał najważniejszego w ZSRR rozkazu. Chwycił natomiast za telefon i przez gorącą linię przekonywał Kreml, że to fałszywy alarm. W drugiej ręce trzymał jednocześnie walkie-talkie, przez które apelował do swojej załogi, by w spokoju wróciła na swoje miejsca i nie rozpoczynała działań wojennych.

Po kilku miesiącach okazało się, że Pietrow miał rację. System satelitarny zawiódł z powodu odbicia się światła słonecznego od chmur, które tego dnia były nad Montaną. Jednak pułkownik Pietrow zapłacił za swą jedną z najważniejszych decyzji w historii ludzkości wojskową karierą. Po 26 września 1983 r. 67-letni dziś pułkownik został zepchnięty na boczny tor.

Dopiero w miniony czwartek bohater miał swój wielki dzień. W gmachu ONZ odebrał nagrodę Obywatel Świata (World Citizen Award) od Stowarzyszenia Obywateli Świata (Association of World Citizens). Na statuetce przedstawiającej szklaną dłoń mocno ściskającą Ziemię, którą odebrał płk Pietrow, widnieje inskrypcja "Człowiek, który zapobiegł wojnie nuklearnej". - Po prostu wykonywałem swoje obowiązki. Jestem szczęśliwy, że mój czyn zyskał tak duże uznanie - powiedział skromnie Pietrow.