Sama idea napiętnowania, a jak trzeba skarżenia tych, którzy świadomie fałszują pamięć historyczną, nie powinna zaskakiwać w epoce, w której miejsce armat zajmują portale społecznościowe, a atak na wizerunek bywa groźniejszy od pospolitej dywersji czy sankcji gospodarczych. I w tej kwestii Polska z pewnością może liczyć na zrozumienie. Warto przypomnieć, że największe organizacje żydowskie podzielają nasze oburzenie na nazywanie niemieckich obozów zagłady polskimi. Zagrożenie karą więzienia przenosi jednak spór w zupełnie inny wymiar.
Kara zaczyna żyć własnym życiem. Staje się ważniejsza od zbrodni. Nie mówiąc już nawet o trudnościach z jej wyegzekwowaniem, daje głoszącym kłamstwa unikalną szansę kreowania się na ofiarę „obsesji” polskiego rządu i nagłaśniania upokarzającej dla nas, antysemickiej narracji. Na przekór intencjom złośliwy rozgłos, jaki nadano ustawie, jeszcze bardziej relatywizuje winę właściwych sprawców. Stąd też ustawę przyjęliśmy z mieszanymi uczuciami. Przekonani, że na koniec liczyć się będą efekty, zmiana postaw i wizerunku, a nie ustawy i rozgłos, który wcale sprawie nie musi dobrze służyć. Jednym słowem trzeba było wytoczyć jeden, dwa procesy, wygrać je w sądach za granicą i wtedy zacząć nagłaśniać wyroki niezależnych sądów.
Na marginesie debaty naszą uwagę zwróciła reakcja środowisk lewicowych. Wojownicy politycznej poprawności w ściganiu oszczerstw przeciwko Polsce dostrzegli zamach na wolność słowa. Z nieukrywanym zdumieniem wsłuchiwaliśmy się w głosy ludzi, którzy na jednym oddechu apelują o ściganie i karanie „mowy nienawiści”, do której zaliczają krytyczne opinie pod adresem nielegalnych imigrantów, muzułmanów czy kwestionowanie przywilejów dla kobiet. Nie sposób w tym miejscu zgłębić wszystkich meandrów lewicowej logiki, ale kilka argumentów warto tu przytoczyć. Jak choćby zarzut, że w języku angielskim zwrot „polskie obozy” znaczy tyle samo, co obozy na terenie Polski. Bzdura. W angielskim, tak samo jak w języku polskim, „polskie obozy” odnoszą się nie do miejsca, tylko ich pochodzenia, ewentualnie narodowości.
Tak jak po polsku konieczny jest przyimek – obozy w Polsce. Nawet jeżeli złożymy to na karb nieznajomości języka, to trudniej nam zgodzić się z argumentem o niewinnej, nieszkodliwej pomyłce. Oczywiście może być tak, że wiele osób bezmyślnie powtarza ten sam błąd. Tak się utarło i tak powtarzają. Ale nie dzieje się to bez konsekwencji. Słowa drążą świadomość i niby mimochodem stajemy się współwinnymi koszmarnej, zaplanowanej zbrodni. Kolejny argument wyśmiewający przewrażliwienie. Czy „histerię” rządu, brzmi szczególnie w ustach tych samych działaczy lewicowych, którzy domagają się uznania, że większość kobiet w Polsce jest ofiarami seksualnego molestowania. No cóż, pewnie łatwiej idzie tego dowieść w kraju twórców obozów zagłady niż kraju ofiar niemieckiej eksterminacji.
POŻEGNALIŚMY JARKA
W ostatnią sobotę na cmentarzu w Józefowie pożegnaliśmy naszego kolegę i przyjaciela Jarka Gizińskiego. Doskonałego dziennikarza, człowieka o ogromnej wiedzy o świecie, ale też potrafiącego o nim mówić i pisać jak już mało kto w Polsce. Trzy tygodnie temu Jarek, już ciężko chory, przechadzał się po redakcji i w trudnych godzinach zamykania wydania rozładowywał napiętą atmosferę anegdotami o zwyczajach dziwnych ludów. Ostatnie swoje teksty pisał już ze szpitala, wzbogacając je bardzo osobistymi wpisami w internecie o znaczeniu przemijającego czasu i zdjęciami w maskach polinezyjskich plemion. A kiedy dowiedzieliśmy się, że już więcej nic nie napisze, usłyszeliśmy jeszcze od jego najbliższych, że pogrzeb ma być w sobotę, żeby nie przeszkadzać nam w zamknięciu numeru. g
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.