Upewnił mnie w tym Jean-Louis Michel Debré. Będąc w latach 2007-2016 przewodniczącym francuskiej Rady Konstytucyjnej, prowadził dziennik, wydany niedawno pod tytułem „To, o czym nie mogłem powiedzieć”. Autor, syn Michela Debrégo, współpracownika gen. de Gaulle’a, ministra i premiera rządu francuskiego, sam był członkiem parlamentu, a w latach 90. ministrem spraw wewnętrznych. Trudno o lepszego znawcę stosunków politycznych we Francji. Dziennik dotyczy głównie relacji między władzą wykonawczą, tj. politykami, a Radą Konstytucyjną; jakości stanowionego we Francji prawa oraz stanu państwa. Zawiera zaskakująco szczere i przenikliwe charakterystyki tuzów francuskiej polityki. Nie było miesiąca, by nie iskrzyło w stosunkach między Debrém a prezydentem Sarkozym, premierem lub którymś z ministrów. Sarkozy groził i wymyślał, gdy Rada Konstytucyjna kwestionowała treść ustaw, które forsował. Hollande był delikatniejszy, ale konflikty trwały. Autor tłumaczy to inflacją prawa, pogarszającą się jakością przygotowywanych ustaw i arogancją administracji. Ubolewa nad spadkiem poziomu intelektualnego polityków, ich karierowiczostwem, arogancją i cynizmem. Dostrzega też strukturalne źródła sporów: politycy działają pod presją chwili, konstytucja ich ogranicza, a Rada ograniczenia te musi egzekwować. Konflikt jest nieunikniony. Z drugiej strony jest Rada Konstytucyjna. Debré stawiał wysokie wymagania sobie, jako jej szefowi, ale i swoim kolegom. Bycie członkiem Rady, jak pisze, wieńczy drogę zawodową, nie jest szczeblem do dalszej kariery. Członek Rady powinien zapomnieć o politycznych sympatiach. Ubolewał, gdy koledzy ulegali presji partyjnych interesów. Cytuje Monteskiusza, że kiedy nagradzane jest dworactwo, a nie wypełnianie obowiązków, królestwo upada. Zawarte w dzienniku opisy budzą poczucie déją vu. Dotyczy to konfliktu między rządem PiS a Trybunałem Konstytucyjnym w Polsce. Są jednak różnice. Sarkozy mógł grozić, Hollande denerwować się, ministrowie wściekać, lecz w końcu ulegali. Ostatecznie przeważała racja stanu i stanowisko Rady było przyjmowane. Na czele Rady Konstytucyjnej stał wybitny prawnik i szanowany człowiek, który swoje zdania wykonywał w sposób bezstronny, a za priorytet Rady uważał ochronę instytucji państwa. Nade wszystko zaś dbał o jej autorytet. Odbiega to dalece od tego, co obserwuje się w Polsce. Do 1989 r. Warszawa była „Moskwą Zachodu”, jest „Paryżem Wschodu”, co stanowi postęp. A kiedy wreszcie Warszawa stanie się po prostu Warszawą?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.