MICHAŁ KURTYKA
To była pozornie prosta technologia i prosty pomysł. Zamiast sięgać po złoża głębiej, Amerykanie wpadli na pomysł, by wykonywać odwiert wzdłuż złoża. A następnie z pomocą państwa przez 30 lat doskonalili technologię szczelinowania hydraulicznego. W ten sposób sięgnęli po niedostępne dotąd pokłady. Dzięki tej jednej technologii rozpoczęła się rewolucja, która zmieniła mapę energetyczną świata i dokonała wielkiej przemiany geopolitycznej. Od 2008 r. wydobycie gazu z formacji łupkowych w USA rośnie o kilkadziesiąt proc. w pierwszym okresie. Ale rośnie nie tylko wydobycie gazu, bo i ropy, której od 2010 do 2025 r. przybędzie 8 mln baryłek dziennie.
Ten wzrost będzie odpowiadał najwyższemu długotrwałemu wzrostowi produkcji ropy naftowej przez jeden kraj w historii rynków naftowych. Dzięki temu USA zaczęły pretendować do miana energetycznego potentata konkurującego z takimi potęgami jak Rosja czy Arabia Saudyjska. USA już jest eksporterem netto gazu ziemnego. Polski PGNiG podpisał właśnie umowę na import gazu skroplonego z USA. To pierwsza umowa średnioterminowa dla naszej części Europy, w której gaz z USA jest konkurencyjny cenowo wobec gazu z Rosji. Pod koniec roku 2020 według prognoz USA staną się eksporterem netto ropy naftowej. Co więcej, rewolucja łupkowa jest inna, bo w porównaniu z poprzednimi technologiami jest bardzo elastyczna zarówno cenowo, jak i czasowo. Odwiert na dnie morza oznacza miliardy dolarów inwestycji i horyzont czasowy nawet 15 lat. Inwestor np. za pięć lat będzie miał ropę, którą nie wie, za ile sprzeda i czy będzie miał na nią popyt. W szczelinowaniu jest inaczej. Kiedy w lipcu 2014 r. ceny ropy zaczęły spadać z ponad 100 dolarów za baryłkę do 30 dolarów w 2016 r., Amerykanie znacznie obniżyli koszty tej technologii. Instalację szczelinowania można postawić w ciągu kilku miesięcy i dziś koszt wydobycia ropy tą technologią to nawet 30 dolarów.
Ameryka stała się – dzięki szczelinowaniu – największym źródłem dodatkowej ropy i gazu na rynku międzynarodowym. Jednocześnie, po drugiej stronie globu, największym nowym odbiorcą staje się Azja, z Chinami na czele. Do 2040 r. ok. 70 proc. światowego handlu ropą trafi do portów w Azji. To kolejna rewolucja, bo znacząco zmienia się to, jak USA patrzą na Bliski Wschód. Dla Amerykanów Bliski Wschód był miękkim podbrzuszem. Każde zablokowanie cieśniny Ormuz mogło prowadzić do destabilizacji na rynku energii. Teraz to zagrożenie powoli znika i Waszyngton może czuć się bezpieczniej – ma w końcu własne źródła. Ale jednocześnie Chiny, gdzie zapotrzebowanie na surowce energetyczne dramatycznie rośnie, muszą ten popyt zabezpieczyć. I robią to wszelkimi możliwymi środkami, budują bazy morskie, a ostatnio zbierają wielkie konsorcjum inwestycyjne, które ma kupić akcje największej saudyjskiej spółki. Chodzi o debiut giełdowy Saudi Aramco – saudyjskiego państwowego giganta naftowego. To jeden z najważniejszych, obok rosyjskiego Rosnieftu, eksporterów ropy do Chin. Saudi Aramco ma zadebiutować na giełdzie w 2018 r. i będzie to gigantyczna oferta. Saudyjczycy planują wypuścić na giełdę tylko 5 proc. udziałów spółki, które wyceniają na 100 mld dolarów. Daje to całemu Saudi Aramco wycenę na poziomie 2 bln dolarów. Chińskie koncerny naftowe Sinopec, PetroChina oraz m.in. państwowy fundusz majątkowy CIC dostały zadanie, by kupić te akcje. Dla Chin zabezpieczenie dostaw ropy z Bliskiego Wschodu staje się dziś tak samo istotne, jak przestaje być znaczące dla USA. To, w jaki sposób patrzą na rejon Bliskiego Wschodu Chiny i USA, zmieniło się właśnie dzięki jednej z pozoru nieznaczącej zmiany w wydobywaniu surowców. Szczelinowanie nie tylko zmieniło ceny gazu i ropy. Zmieniło politykę mocarstw. Taka jest dziś siła jednej technologii.
AUTOR JEST WICEMINISTREM ENERGII

Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Komentarze