Liczba napaści z powodu uprzedzeń rasowych rośnie w Polsce z roku na rok. Sonia Styrkacz, psycholożka zaangażowana w tematykę migracji i edukacji, opracowała pojęcie, które dobrze oddaje uczucia osób romskich, na co dzień mierzących się z ksenofobią.
Małgorzata Fiejdasz-Kaczyńska: Pojęcie Romani dar brzmi jak coś związanego z prezentem.
Sonia Styrkacz, psycholożka: Nie, to nie jest prezent. To lęk przekazywany z pokolenia na pokolenie w rodzinach romskich. Wprowadziłam to pojęcie razem z Moniką Szewczyk, z którą współpracuję w Ośrodku Badań nad Migracjami.
Lęk przed czym?
Przed byciem naznaczonym, dyskryminowanym, wytykanym palcami. To się dzieje zwłaszcza wtedy, gdy nastroje społeczno-polityczne zaczynają być intensywne – na przykład w czasie pandemii w miejscowościach na Śląsku, gdzie mieszkam, dochodziło do napięć pomiędzy Romami a sąsiadami, którzy oskarżali ich o to, że roznoszą wirusy, zarazki, że mają na pewno COVID, od którego ktoś umrze.
Teraz z kolei jest napięta sytuacja w związku z migrantami z Ukrainy. Zaczynają się psuć nastroje pomocowe, a pojawiają się takie, że „my ich tu nie chcemy”, „jest ich za dużo”, „już za bardzo pomogliśmy”. Więc żeby nie zostać wrzuconym do puli z uchodźcami, nie być naznaczonym jako „ten obcy”, ukraińscy Romowie starają się np. nie mówić w swoim języku w przestrzeni publicznej.
Romani dar jest też czujnością. Byciem w ciągłym napięciu, obserwacją otoczenia. Intuicją tego, co może wydarzyć się za chwilę.
Pracowałaś przez rok z romskimi dziećmi uchodźczymi w ośrodkach. Jak u nich przejawiał się Romani dar?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
