W 2003 r. badania wykazały, że 27 proc. Polaków cierpi z powodu bólu trwającego co najmniej pół roku, uderzającego kilka razy w tygodniu. Jedna trzecia z nich twierdziła, że lekarz nie wie, jak kontrolować ich cierpienie, a jedna piąta uważała, że ich dolegliwości są bagatelizowane. Byli bezradni (48 proc.), ciągle zmęczeni (35 proc.) albo myśleli o śmierci (14 proc.). Z badań PainStory wynika, że co czwarta osoba cierpiąca z powodu bólu myśli o śmierci. Jedna trzecia nie jest w stanie podołać codziennym obowiązkom. 61 proc. obawia się, że nie będzie mogła pracować. T0 tragedia. Aż trudno uwierzyć, że w większości przypadków można jej zapobiec.
W USA przed laty podobnie bagatelizowano przewlekły ból. Dopiero społeczne akcje i publikowanie wstrząsających przeżyć cierpiących zmieniły nastawienie władz i personelu medycznego. Uznano, że ból jest chorobą, gdy trwa co najmniej trzy miesiące i ma nasilenie od średniego do silnego. Wymaga wtedy wielokierunkowego leczenia. Tymczasem w Polsce takie cierpienia nie figurują nawet w statystykach jako jednostka chorobowa. Osoby cierpiące ból traktuje się jak histeryków i hipochondryków niepotrzebnie obciążających opiekę medyczną.
Wielu chorych traci nadzieję na zmianę, mimo że są dostępne skuteczne metody leczenia.Pomagają 80 proc. chorym, ale nie zawsze są stosowane lub są stosowane niewłaściwie. Aż 95 proc. osób mimo zastosowania leczenia przeciwbólowego po roku nadal odczuwa ból od umiarkowanego po silny – wykazały badania PainStory. Jedynie 4 proc. chorych po nieudanym leczeniu skierowano do spe-cjalistycznej poradni bólu. Jednej czwartej chorych zalecono, by czekali i obserwowali objawy. Takie postępowanie jest błędem w sztuce medycznej. Według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) choremu, który cierpi przewlekle, należy podawać lek, gdy go boli najmniej, a nie dopiero wtedy, gdy cierpienia stają się nie do zniesienia. Terapię najlepiej rozpocząć trzy miesiące od wystąpienia bólów przewlekłych, a zatem najpóźniej pół roku od ich wystąpienia. Wtedy jest 80 proc. szans na wyleczenie. Po roku te proporcje się odwracają: tylko 20 proc. chorych może mieć nadzieję na pozbycie się bólu.
Polska pod względem spożycia leków przeciwbólowych dostępnych bez recepty jest w światowej czołówce. Nie dlatego, że jesteśmy lekomanami. Jedną z głównych przyczyn jest brak innej możliwości leczenia. Aż 80 proc. cierpiących sięga po mało skuteczne w ich wypadku środki, takie jak paracetamol, aspiryna i ibuprofen. Tego rodzaju preparaty są przydatne, ale tylko doraźnie, w razie bólu głowy czy zęba. Na silniejsze i przewlekłe dolegliwości, takie jak bóle pleców, bóle neuropatyczne (półpasiec) czy zwyrodnienia stawów, potrzeba czegoś mocniejszego. A z tym jest kłopot.
Choć aż 96 proc. leczonych odczuwa ból od umiarkowanego po silny, lekarze przepisują recepty na środki opioidowe jedynie czterem procentom chorych. A na takie bóle nie pomagają leki dostępne w sklepie czy na stacji benzynowej. Nie zawsze nawet pomagają słabe opioidy, takie jak kodeina i dihydrokodeina. U wielu chorych konieczne jest użycie morfiny lub oksykodonu. A te leki są stosowane jeszcze rzadziej, najczęściej u umierających.
W polskiej służbie zdrowie pokutuje przekonanie, że „musi boleć". Musi boleć podczas porodu, po operacjach (ból pooperacyjny nie jest uśmierzany u ponad połowy chorych), musi boleć chorych na nowotwory (cierpi aż 50-80 proc. z nich). Tymczasem na ogół nie musi i nie powinno boleć. W Europie Zachodniej normą jest wykonanie znieczulenia przed szczepieniem, szczególnie u dzieci (wystarczy użyć żelu przeciwbólowego). W Polsce to rzadkość. W niektórych szpitalach nie stosuje się znieczulenia nawet przed wykonaniem punkcji lędźwiowej. Jeśli się uśmierza ból, to dopiero wtedy, gdy się pojawi, a nie wcześniej, tak by do niego nie dopuścić.
W układzie nerwowym istnieje „pamięć bólu". Zbyt długo utrzymujące się dolegliwości mogą wywołać zmiany w przewodzeniu impulsów przez komórki nerwowe, co jeszcze bardziej uwrażliwia na ból. Cierpienie na skutek niewłaściwego leczenia może przejść w stan przewlekły. Cierpiący z tego powodu zażywają środki przeciwbólowe, które pomagają tylko na początku. Przykładem są osoby cierpiące na migreny, u których z czasem pojawia się tzw. reakcja odbicia, czego efektem jest migrena napadowa przekształcająca się w trudniejszy w leczeniu ból przewlekły.
Tylko sześć szpitali w Polsce ma wdrożone procedury leczenia bólu w ramach programu „Szpital bez bólu" (zainicjowanego jesienią 2008 r. przez Polskie Towarzystwo Badania Bólu). Nie boli w Wojewódzkim Centrum Medycznym, Szpitalu Wojewódzkim i szpitalu MSWiA w Opolu oraz w szpitalach powiatowych w Nysie i Strzelcach Opolskich, a od niedawna również w specjalistycznym Szpitalu im. Szczeklika w Tarnowie. W tych ośrodkach w pierwszej dobie po operacji chory co najmniej cztery razy ocenia nasilenie dolegliwości (w skali od 1 do 10). Na tej podstawie są dawkowane leki. – Ból chorego powinien być rutynowo mierzonypodobnie jak temperatura ciała – mówi prof. Jan Dobrogowski, prezes Polskiego Towarzystwa Badania Bólu. Gdy taki monitoring wprowadzono we Francji, liczba chorych uskarżających się z powodu bólu pooperacyjnego zmniejszyła się dziesięciokrotnie. Takie leczenie skraca czas pobytu chorego w szpitalu nawet o połowę. Nie ma przy tym ryzyka, że zostaną zamaskowane powikłania pooperacyjne wymagające natychmiastowej reakcji. To mit, jeden z wielu w leczeniu bólu. Poza bólem jest wiele innych dolegliwości i możliwości diagnozowania, dzieki którym można ocenić stan chorego.
Leczenie przeciwbólowe nie jest też odpowiednio finansowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Dostępne są tylko trzy leki opioidowe: morfina, fentanyl i metadon. Tylko dwa pierwsze są przydatne w długotrwałej terapii i jedynie morfina może być stosowana doustnie. Silne opioidy, poza nielicznymi wyjątkami, są refundowane tylko u chorych na nowotwory. Pozostali nie mają zniżki, choć silne bóle odczuwa też wielu chorych cierpiących na bóle neuropatyczne, pleców, artretyzm i zwyrodnienia stawów. Te pozorne oszczędności doprowadzają do tego, że chorzy biorą zwolnienia lekarskie, przechodzą na rentę lub muszą być leczeni z powodu powikłań po zastosowaniu dużych dawek niewłaściwych leków. W Unii Europejskiej co roku traconych jest 500 mln godzin pracy, co kosztuje 34 mld euro – wynika z badań PainStory. Miesięcznik „Rynek Zdrowia" ocenia, że w naszym kraju te koszty przekraczają 6 mld zł rocznie.
Wciąż pokutuje przekonanie, że silne leki opioidowe to narkotyki, które doprowadzają do uzależnienia. Tymczasem leczenie bólu morfiną nie doprowadza do uzależnienia psychicznego. Nie pozostawiają co do tego wątpliwości badania przeprowadzone w USA. Spośród 13 tys. leczonych morfiną chorych jedynie u 4 zaobserwowano objawy uzależnienia. Morfina poza zaparciami nie powoduje żadnych poważnych skutków ubocznych. Można ją bezpiecznie stosować zwłaszcza u starszych osób, u których nie dochodzi do tolerancji, czyli konieczności zwiększania dawki. Ryzyko uzależnienia jest bardzo małe, zwłaszcza jeśli lek jest podawany doustnie albo w formie plastrów powoli uwalniających specyfik. Przekonanie o tym jest jednak tak silne, że nawet gdy lekarz zleci podanie opioidu, wielu chorych myśli, że wkrótce umrze i nie ma już dla nich nadziei.
– Lekarze nie tylko nie mają dostatecznej wiedzy o leczeniu bólu, ale są też celowo zniechęcani do przepisywania leków uśmierzających. Wymagana jest specjalna różowa recepta, często dostępna jedynie w biurku kierownika przychodni – mówi prof. Jerzy Wordliczek z Kliniki Leczenia Bólu i Opieki Paliatywnej Collegium Medicum UJ. Lekarz musi szczegółowo uzasadnić, dlaczego stosuje ten lek. I nie może popełnić błędu (podpisy muszą być czytelne, w czterech miejscach na jednej recepcie trzeba umieścić wykrzykniki). A jeśli lekarz już przebrnie przez te procedury, musi się liczyć z tym, że nadzór farmaceutyczny skontroluje go, czy były podstawy do przepisania leku. Również chory może być szykanowany. Jeśli podczas realizacji recepty farmaceuta zauważy najmniejszy błąd, może wezwać policję. Kłopoty ma też apteka.
Opioidy muszą być przechowywane pod kluczem, najlepiej w kasie pancernej, a w specjalnym dzienniczku trzeba rejestrować każdy ruch poszczególnych opakowań leków. Opioidowe leki przeciwbólowe są traktowane w Polsce jak środki narkotyczne, a nie jak leki. Efekt jest taki, że zużycie opioidówjest u nas prawie dziesięciokrotnie mniejsze niż w innych krajach. My wydajemy na te leki zaledwie pół euro na mieszkańca, w innych krajach jest to cztery euro. Jeśli nic się nie zmieni, polska służba zdrowia, podobnie jak dawniej stomatologia, będzie się kojarzyć przede wszystkim z bólem.

Komentarze