Jadą na Open’era, bo „wszyscy tam będą”, bo „atmosfera”, bo można poleżeć na trawie przy muzyce wśród 60 tysięcy ludzi. Studenci, licealiści, hipsterzy. Także starsi, którzy chcą się odmłodzić, i młodsi, którzy chcą poczuć się doroślej. Największy festiwal muzyczny w Polsce obchodził 10. urodziny.
Czternaścioro 16-latków z Warszawy na pociąg do Gdyni czekało już od godz. 3.30 rano. – Tak to sobie obmyśliliśmy, że wsiądziemy do pociągu na Dworcu Zachodnim i uprzedzimy te tłumy, które będą czekać na Centralnym – opowiada Karolina, która na festiwal Open’er wybiera się po raz pierwszy. Czeka z kolegami i koleżankami z byłej już szkoły, społecznego gimnazjum. Dziewczyny walizki mają pokaźne jak na cztery dni – wielkie torby na kółkach. Ale mówią, że to „nic takiego". Same niezbędne ciuchy na każdy dzień, kalosze, suchy szampon, antybakteryjny płyn do rąk. Ania jako jedyna w grupie jedzie już trzeci raz. Pierwszy raz była z tatą, jak miała 13 lat. Teraz tata też jedzie, tyle że samochodem ze swoją ekipą. Będą spać po dwóch stronach tego samego pola namiotowego.
Więcej możesz przeczytać w 27/2011 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.