Wszystko, co najważniejsze?

Wszystko, co najważniejsze?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Mówiąc wprost, dziennikarze miewają czasem serdecznie dosyć opisywania tego, co w państwie nie działa tak, jak powinno. Bo to działalność, która wydaje się kompletnie pozbawiona sensu.

My przygotowujemy, opisujemy, piętnujemy. Złapani na gorącym uczynku urzędnicy sypią głowę popiołem. Ktoś czasem dostanie naganę, ktoś pokazowo straci pracę, ktoś inny zapowie zmiany. I nic się nie zmienia. Państwo w założeniach ma być coraz bardziej sprawne, przyjazne i pomocne obywatelowi. Nie musi być, wbrew populistom, wcale tanie, jeśli w zamian obywatel dostanie usługę wysokiej jakości. A takie nasze państwo nie jest i nie chce być.

Od kilku miesięcy opisujemy skandal towarzyszący zmianom w refundacji leków. Skandal, którego być nie musiało. To już enta ustawa, która weszła w życie za wcześnie, nieprzygotowana i nieprzemyślana. Po trzech miesiącach jej żniwo zaczyna być przerażające. Jeśli w 40-milionowym kraju, podobno liczącym się w Europie, odwoływane są szpitalne zabiegi chemioterapii, jeśli chorzy są odsyłani z kwitkiem (do NFZ, czyli na  Berdyczów), to znaczy, że kryzys osiągnął apogeum. Chyba każdy z nas ma  w rodzinie lub wśród znajomych osoby dotknięte chorobami nowotworowymi. Przeraża nas poczucie bezradności, starcie z bezwzględnym wrogiem, walka z czasem. Mamy pełne prawo żądać, by politycy dogadali się z koncernami farmaceutycznymi – i przestali nam odbierać nadzieję. To jedno z  absolutnie kluczowych zadań państwa.

Zamiast takich działań od kilku dni trwa niepoważny, w gruncie rzeczy udawany spór między politykami dwóch partii rządzących. Ich liderzy zawracają nam głowę problemami własnych ugrupowań i straszą przedterminowymi wyborami. Chyba sami uznali, że ocierają się o granicę śmieszności, bo po kilku dniach sarmackiego potrząsania szabelkami odłożyli je do szafy i spuścili z tonu. Ani jedna, ani druga partia nie  ma żadnego interesu w tym, by iść do wyborów – i nie jest na nie gotowa. Wystarczy jedna godzina lekcji najnowszej historii (ale to nie o liczbę, lecz o jakość nauczania historii chodzi), by przypomnieć sobie, jak kończyli w naszym dwudziestoleciu politycy prący do przyspieszonych wyborów. Na czele z Jarosławem Kaczyńskim, który z dużą pewnością siebie zrywał w 2007 r. koalicję z przystawkami – by przez następne cztery lata przegrać z kretesem wszystkie kolejne elekcje. Takie widać jest jego własne DNA.

Tusk i Pawlak odgrywają więc na naszych oczach swój spektakl. Miewają sprzeczne interesy, ale łączy ich to doświadczenie, a przede wszystkim wola i siła przetrwania. I odporność na emocje, które zabijały poprzedników. Obaj też zbyt wiele mieliby do stracenia w starciu z  wewnętrznymi opozycjonistami i w oczach elektoratów.

A emerytury? Temat, i owszem, niezwykle istotny dla funkcjonowania państwa, ale zszedł jakby na dalszy plan. Słyszymy o rozwiązaniach pośrednich, emeryturach częściowych, jeszcze bardziej groszowych. Koalicja, ogłaszając kompromis w sprawie reformy emerytur, dodatkowo rozwodni projekt, który i tak od początku nie był zbyt gęsty i treściwy. Mam smutne wrażenie, że za kilka lat reformę reformy emerytalnej trzeba będzie w przyspieszonym tempie reformować jeszcze raz – już bardziej zdecydowanie. Praw matematyki i demografii nie zmieni żaden polityk.

Więcej możesz przeczytać w 13/2012 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.