Wybory generała

Dodano:   /  Zmieniono: 
Niedzielne głosowanie w Birmie było teatrzykiem na potrzeby Zachodu. W roli głównej wystąpiła ikona opozycji Suu Kyi, ale spektakl reżyserował generał Than Shwe, niepodzielny władca Birmy.
Than Shwe to najmniej znany dyktator świata. Generał rzadko się pojawia publicznie. Jest wzorcowym przykładem nowoczesnego azjatyckiego despoty. Reprezentanta władzy, która nikomu nie musi się tłumaczyć z decyzji i o  której nic pewnego nie wiadomo, choć jest wszechpotężna.

W Birmie nic nie dzieje się bez jego zgody. W 2010 r. proklamował nową konstytucję, wypuścił z aresztu domowego słynną opozycjonistkę Aung San Suu Kyi, a w  marcu 2011 r. zrzekł się wszystkich stanowisk i jak sam oświadczył –  poszedł medytować. Prezydentem w jego miejsce został dotychczasowy numer 4 w armii, generał Thein Sein. To właśnie on, na wyraźne polecenie swojego medytującego patrona, rozpoczął w 2011 r. polityczną odwilż, która zaowocowała wypuszczeniem prawie wszystkich więźniów politycznych i pierwszymi od 23 lat częściowo wolnymi wyborami do birmańskiego parlamentu, które odbyły się w niedzielę.

To jednak teatrzyk. Trudno innym mianem określić wybór 48 posłów do 440-osobowego parlamentu –  dotychczasowi deputowani zostali wybrani w niedemokratycznych, zeszłorocznych wyborach. Plan birmańskiego dyktatora jest prosty –  Zachód ma zobaczyć nowy, „demokratyczny" rząd, najlepiej z Suu Kyi w  składzie. Wtedy zniesie sankcje gospodarcze, a do Birmy ruszy zachodni kapitał.

Wesele w cyklonie

O autorze tego politycznego majstersztyku krążą w Birmie kuriozalne historie. Jako udzielny władca jednego z najbiedniejszych państw świata w 2008 r. za miliony dolarów wyprawił córce huczne wesele, podczas gdy tysiące Birmańczyków w tym samym czasie umierały z głodu po ataku cyklonu Nargis. Chciał też kupić drużynę piłkarską Manchester United, bo  poprosił go o to wnuczek, ale transakcję zablokowały ponoć brytyjskie władze.

Część Birmańczyków twierdzi, że Than Shwe uważa się za  inkarnację XVIII- -wiecznego króla Bodawpayi, który panował za czasów III Imperium Birmańskiego. W 2005 r., kosztem kilkuset milionów dolarów, kazał przenieść stolicę państwa z Rangunu do budowanego od zera Naypyidaw (co znaczy: Stolica Królów). Zmianę stolicy zarządził na 6 listopada o 6 rano, gdyż szóstka jest szczęśliwą cyfrą dyktatora.Sam zaś  pomysł podsunął mu ponoć astrolog, który ostrzegł go jednocześnie, że  nadciąga katastrofa i wkrótce w Birmie zniknie „milion złota".

Z początku przesądny dyktator wystraszył się, gdyż jego nazwisko znaczy właśnie „milion złota". Ostatecznie milion złota rzeczywiście zniknął, ale z kasy państwa, na nową stolicę. Pod tą ezoteryczną otoczką kryje się jednak wyrachowany polityczny gracz. Sam wszystko zawdzięcza wojsku i jednocześnie twierdzi, że bez kierowniczej roli armii Birmę czeka wojna domowa. By temu przeciwdziałać, w 1992 r. Than Shwe rozpoczął brutalną modernizację kraju – bez swobód obywatelskich, wolnych wyborów i niezależnych mediów.

Dziś jego władza opiera się z jednej strony na  represjach wobec obywateli, a z drugiej – na szowinistycznej ideologii Wielkiej Birmy. Władze propagują mit jedności narodowej i jednocześnie zmuszają do asymilacji mniejszości etniczne, których członkowie stanowią ponad 30 proc. ludności kraju. Takie działania wywołały oburzenie Zachodu, który pod koniec lat 90. nałożył na Birmę sankcje gospodarcze i  zaczął izolować kraj na arenie międzynarodowej. Wtedy Shwe zwrócił się o pomoc w drugą stronę. Zyskał poparcie Singapuru, Tajlandii, Indii i Rosji.

Przede wszystkim jednak po jego stronie stanęli Chińczycy. To dzięki wsparciu Pekinu w ostatnich latach uwłaszczyła się birmańska nomenklatura, a wojskowi zarabiają krocie na  handlu ropą, gazem, kamieniami szlachetnymi i drewnem tekowym. Dla  Pekinu Birma to skarb, bo przychylność tamtejszych władz rozwiązuje najważniejszy dylemat chińskiej geopolityki – dostęp do birmańskich portów skraca o połowę drogę niezbędnych chińskiej gospodarce surowców z  Afryki. Poza tym Birma jest świetnym rynkiem zbytu dla niechcianych na  Zachodzie chińskich produktów o najgorszej jakości. By podtrzymywać ten doskonały dla siebie układ, Chiny wielokrotnie ratowały generała Thana Shwe z opresji, między innymi blokując wymierzone w Birmę rezolucje Rady Bezpieczeństwa ONZ. 

Więcej możesz przeczytać w 14/2012 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.