Polska pod znakiem kury

Polska pod znakiem kury

Dodano:   /  Zmieniono: 
Średnio sympatyczne panie śpiewają hymn polskiej drużyny „Koko, koko…", a minister Sawicki pokazuje gadżet na Euro 2012, czyli cztery kurki z drewna, które dziobią, jak pociągnąć za sznurek. Nie mam nic do kur, to – wbrew rozpowszechnionej opinii całkiem bystre stwory, a jest ich wiele odmian, które niosą znakomite jajka, na przykład: brahmy, kochiny, silki, kurki lokowane, feniksy, zielonóżki, sułtanki, bojowce. Czy jednak wizytówką Polski będzie kura? Czy raczej orzeł, jak mówi konstytucja i jak przywykliśmy, chociaż uczeni dostrzegający ptaka na monetach bitych przez Bolesława Chrobrego sądzą, że mógł to być paw.

Zestawienie kury i orła jest w sposób oczywisty symboliczne. I równie oczywiste są te smutne pozostałości kultury ludowej. Jeżeli to jest Polska, która ma być OK, to kura dla mnie nie jest OK, podobnie jak twórczość niby-ludowa, jak minister rolnictwa wyciągający z kieszeni zabawkę dla dzieci, która nadawałaby się 50 lat temu. Brakuje tylko gry komputerowej, w której trzeba by dziobać jak najszybciej, z możliwością zadziobania przeciwników, a jak nas zadziobią, to mamy następne życie. Życie z kurami, spanie z kurami, budzenie się z kogutem – czy to jest wizja egzystencji nowoczesnego Polaka? Czy raczej zdumiewająca infantylizacja polskiej sceny publicznej?

Na poziomie kury mamy przecież zdarzenia polityczne. Jarosław Kaczyński oznajmia, że nie będzie się kłócił przy obcych, a wszystkie pozostałe siły przyjmują to z najwyższym uznaniem, a premier zaprasza go na obiad (pewnie też byłaby kura). Prezes Kaczyński mniema, że robi w ten sposób łaskę Polakom, którzy i tak zagapieni w telewizory w czasie Euro nie zwróciliby na niego uwagi. Na poziomie kury mamy też oddawanie autostrad – ostatnio 17 kilometrów. A gdzie Polska widziana z lotu orła?

Otóż jest, tylko nie wiedzieć dlaczego kura chwilowo dominuje. Przecież powinniśmy się cieszyć wizją Polski widzianej przez orła cały czas, nie tylko w trakcie Euro. Mamy fantastycznych młodych informatyków, a ich grupa z Uniwersytetu Warszawskiego prowadzona przez prof. Jana Madeya wygrywa niemal wszystkie konkursy na świecie. Czy o nich słychać, co się z nimi dzieje po studiach? Orzeł jeden wie, bo media ani się o tym zająkną, mimo że innowacja i wdrożenia to rzekomo sprawy najważniejsze. Skąd takie cuda? Bo Polacy są świetni, ale informatycy mają te przewagę, że potrzebują jedynie komputera, a inne zajęcia fizyczne czy chemiczne wymagają dużych nakładów, na które nie ma pieniędzy, o czym bez przerwy – i słusznie – pisze i mówi Michał Kleiber (prezes PAN). W informatyce orzeł, poza tym kura.

Mamy kilka świetnych zespołów muzycznych, które wykorzystują upadłą już de facto kulturę ludową. Zamiast zachęcić je do skomponowania czegoś naprawdę europejskiego, wybrano „Koko, koko…", bo zaufano głosowaniu słuchaczy. A przecież każdy socjolog wie, że w takich głosowaniach udział biorą tylko kury, bo mają czas, orły mają lepsze zajęcia niż wypełnianie formularzy internetowych. Nie jest to zatem głos ani Polaków, ani ludu, lecz zdziwaczałych internautów, tych samych, którzy z upodobaniem pisali dawniej listy do gazet, a teraz piszą komentarze do internetowych wydań gazet, czego nie będę komentował, bo nie chcę już za często posługiwać się fragmentem słowa kura, czyli „kur…”.

Za orła mają nas na świecie. Ostatnio – także w ramach przygotowań do Euro, ale nie tylko – Polska ma znakomitą prasę. Czytam bardzo poważną debatę na temat stanu Europy z udziałem Joschki Fischera, Jürgena Habermasa i tym podobnych – Polska jest tu stawiana jako wzór już nie tylko w skali Europy postkomunistycznej, ale także w skali całej Europy. W dodatku podkreśla się stabilność polityczną w naszym kraju, co nas samych zadziwia, bo nie patrzymy w dłuższej perspektywie. My widzimy konflikt Stankiewicz – Niesiołowski, czyli kurę, a oni widzą, że liberalno-centrowa władza kontynuuje reformy, które – wbrew pozorom – przynoszą owoce, bo mamy wciąż niezłą sytuację gospodarczą (najlepszą w Europie). Wiem, wiem, że to przesada i że mamy liczne powody do narzekań. Jednak odróżniajmy, narzekając, gdakanie od przenikliwego (chociaż nieprzyjemnego) głosu orła, od jego lotu drapieżcy, który kury (a zwłaszcza kurczaki) chętnie porywa.

Infantylizacja w stylu ministra Sawickiego jest nieznośna, jednak pewne formy dziecięcej wrażliwości są cenne: zdziwienie, poczucie prawdy, a przede wszystkim radość. O ile infantylna instrumentalizacja kultury ludowej wydaje się nie do zniesienia, o tyle im więcej dziecięcej radości, tym lepiej. Oglądanie rozgrywek Euro to rzeczywiście wielka zabawa i zostańmy na poziomie zabawy. Wtrącanie do tego polityki lub narodowych (pozasportowych) ambicji jest doprawdy zbędne. Wzlećmy ponad to wszystko i niech orzeł naprawdę spojrzy z góry.

Więcej możesz przeczytać w 23/2012 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.