Hugo 4.0

Dodano:   /  Zmieniono: 
Niedzielnych wyborów prezydenckich w Wenezueli nie wygra już Chávez – lider rewolucji, lecz co najwyżej Chávez – wystraszony. To mogą być jego ostatnie wybory, a rękawicę rzucił mu potomek polskich emigrantów.
Gdy 19-letnia Natalia Valdivieso przyłączyła się do grupy internautów obserwujących wpisy Hugona Cháveza na Twitterze, nie wiedziała jeszcze, że podejmuje być może najważniejszą decyzję w życiu. Wkrótce szef prezydenckiego sztabu wyborczego ogłosił, że nastolatka z niewielkiej mieściny na północy kraju jest trzymilionowym sympatykiem przywódcy i za swoje poparcie otrzyma… dom. Tak też się stało: władze przekazały Valdivieso klucze do jednego z nowiutkich mieszkań, wybudowanych z publicznych pieniędzy tuż przed rozpoczęciem kampanii prezydenckiej. – Obudziłam się, wiedząc, że to najszczęśliwszy dzień mojego życia – zwierzała się potem dziewczyna.

To był dopiero wstęp do festiwalu populizmu, jaki zorganizował rodakom Chávez przed wyborami prezydenckimi, które odbędą się w Wenezueli już 7 października. Od kilku miesięcy przez kraj przetacza się fala gigantycznych wieców, odbywających się w cieniu sześciometrowej przenośnej figury prezydenta. Chávez, zaszczycający niektóre z nich swoją obecnością, niemalże pływa pośród morza uniesionych rąk, rozsyłając symboliczne buziaki. Jego zwolennicy zapełniają zaś ściany miast muralami: Chávez biegnie, gra w baseball, tłucze przeciwnika na bokserskim ringu, rapuje w hip-hopowym stroju bądź pędzi w dal na motocyklu, którego przednie koło unosi się w powietrzu. Przekaz kampanii jest jasny – jeżeli ktoś liczył na to, że choroba nowotworowa, z którą walczył ostatnio Chávez, osłabi jego miłość do władzy, był w błędzie. Jeśli znów wygra, będzie to jego czwarta kadencja.
Więcej możesz przeczytać w 40/2012 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.