Pani Stanisława dzwoni do mnie, bo nie wie, gdzie jeszcze szukać pomocy. Próbowała interweniować w sądzie, ośrodku pomocy społecznej, u asystenta rodziny i w szpitalu. Jej brat choruje na stwardnienie rozsiane. Do niedawna opiekowała się nim przede wszystkim pani Stanisława z siostrą, mimo że obie mieszkają daleko od Suwałk. Dbały, żeby chory brat regularnie stawiał się na badaniach w szpitalu, o rehabilitację, nawet o wózek. Pilnowały, żeby miał potrzebne leki. Trzy lata temu okazało się, że nie mają już prawa tego robić, bo brat został ubezwłasnowolniony. Od tej pory jedyną osobą, która ma prawo podejmować decyzje w jego imieniu, jest żona. Pierwszą, jaką podjęła, było odcięcie chorego od sióstr.
Do sądów trafia coraz więcej wniosków o ubezwłasnowolnienie. Zapada coraz więcej pozytywnych decyzji. Trudno wskazać dokładnie, o ile więcej, bo nie ma takich statystyk. Nie zna ich ani biuro Rzecznika Praw Obywatelskich, ani Helsińska Fundacja Praw Człowieka, która wprawdzie walczy z ubezwłasnowolnieniem jako instytucją godzącą w wolność człowieka, ale nie zajmuje się konkretnymi przypadkami.
Głuchy telefon
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.