Drwal na salonach

Dodano:   /  Zmieniono: 

Na warszawskich salonach pojawił się nowy typ mężczyzny: drwal. Kolejni panowie zapuszczają brodę (którą pielęgnują w tak zwanych barber shopach), podkręcają wąsy, nakładają czerwone flanelowe koszule w kratę, skórzane lub dżinsowe spodnie, kaloszki i... udają się na imprezę. O genezie zjawiska szerzej pisałem już na moim blogu Fashionpathology. com, tu tylko w skrócie powtórzę. Pierwotnie była to subkultura gejowska, jak najbardziej związana z konkretnymi fetyszystycznymi fascynacjami i jako taka została przejęta po latach przez ogół metroseksualnych facetów wszystkich zapatrywań seksualnych, jako odtrutka na zbyt cukierkowaty model urody męskiej rządzący w mainstreamie. Ale wszystko zaczęło się u gejów z Kanady i Skandynawii. To oni pierwsi odrzucili „photoshopowy” ideał urody męskiej patrzący na nich błękitnymi oczami z rozkładówek gejowskich pisemek porno. Opalony goguś z siłowni, bez jednego włoska na ciele poza brwiami i burzą blond pasemek na głowie, pokazujący w uśmiechu nierealnie białe zęby i chętny do zabawy na każde zawołanie. To się znudzić musiało i pod koniec lat 80. to się oczywiście znudziło. Po co nam taki opalony goguś, laluś? Potrzebujemy mężczyzny mrocznego, surowego, niełatwego do zdobycia, może nawet nieuprzejmego, prawdopodobnie hetero, a przede wszystkim pochodzącego z mrocznej, legendarnej krainy...

Jakoś tak zawsze szukamy ideału męskiego piękna daleko od miejsc naszej codziennej udręki, korków, dusznych biur, podatków, długów, kredytów i wszystkich innych zmór. Północe, dziewicze lasy, gdzie nasza wyobraźnia usytuowała postać drwala, są idealnym kontrapunktem dla zapchanych miast zachodnich. Mroczny i szorstki mężczyzna rąbiący drewno dla Ikei w Laponii na pewno nie musi godzinami szukać miejsca do parkowania przed Tesco, na pewno nie użera się z dzieckiem, aby jadło owsiankę, nie stoi w kolejce do biura obsługi swojej sieci komórkowej, aby wyjaśnić, skąd wzięła się bajońska suma na rachunku, na pewno też nie musi chodzić na siłownię, aby utrzymać zwalistą sylwetkę... Słowem, jest to fantazmat idealnie nadający się na marzenie dla podtatusiałego urzędasa z klasy średniej, pracującego na 102. piętrze oszklonego wysokościowca, w którym nie otwierają się okna, a klimatyzacja przyprawia wszystkich o odruch wymiotny. Powtarzam: drwal z Laponii jest jakby uszyty na miarę marzeń dzisiejszego faceta z miasta. Czy kto widział na przykład, żeby jakikolwiek drwal miał żonę i dzieci? Albo szefową? Nie, u niego wieczór kawalerski trwa wiecznie. Samotny przemierza dziewicze lasy, czasem coś upoluje, śpi pewnie w barakach z innymi drwalami... No i tu zaczyna się cała gejoza.

Fantazmaty męskiej urody, ikony męskości nasza wyobraźnia buduje zazwyczaj według tego samego wzorca – ktoś z zewnątrz, ktoś ze świata natury, gdzie są jeszcze „prawdziwi mężczyźni”. Kowboj na koniu z lassem w ręku zamieszkujący równie legendarną co lasy Północy krainę, zwaną „Marlboro Country”. Bo prawdziwi mężczyźni powinni palić, przecież oni nie są skazani na przebywanie w klimatyzowanych biurowcach, w których wszędzie wiszą zakazy. Nie, oni są wolni, przed nimi rozległe przestrzenie, kto im może czegoś zabronić wśród kanionów? I co, drodzy współcześni, salonowi lalusie, poświęcicie swoje białe ząbki dla sztuki? Zapalicie? Doprowadzicie stylizację do aż takiej perfekcji? Proszę bardzo, oto czerwone marlboro bez filtra w miękkim opakowaniu... �

Więcej możesz przeczytać w 48/2014 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.