Kto odbudował warszawską Starówkę?

Kto odbudował warszawską Starówkę?

Dodano:   /  Zmieniono: 

Interesującej odpowiedzi na to pytanie udziela tablica wmurowana na rogu Zapiecka i Rynku Starego Miasta. Czytamy: „Rynek Starego Miasta, pomnik kultury narodowej i walk rewolucyjnych ludu Warszawy, zwalony w gruzy przez faszystowskich okupantów w 1944 r., rząd Polski Ludowej z ruin podźwignął i narodowi przywrócił w latach 1951-1953”. Odpowiedź brzmi: wprawdzie nie całe Stare Miasto, ale jego rynek odbudował rząd PRL. Nie zatrzymał go do własnego użytku, ale wielkodusznie „narodowi przywrócił”. Sugeruje to, że stroną czynną – producentem – był rząd, naród był stroną bierną – konsumentem. Ale jednocześnie główne hasło propagandowe tej epoki brzmiało: „Cały naród buduje swoją stolicę”. Wynika stąd, że stolicę z wyjątkiem rynku Starego Miasta budował „cały naród”, zaś rząd – tylko rynek.

Skupmy się na rynku. W jaki sposób rząd go odbudowywał? Są dwie możliwości. Pierwsza – w wolnych chwilach, po pracy, rząd udawał się na rynek Starego Miasta, by „go z ruin podźwigać”. Druga – rząd zrobił „zrzutkę” na odbudowę rynku i wynajął firmy, które tę pracę wykonały. Obie opcje wydają się nieprawdopodobne i żadne źródła historyczne za nimi nie przemawiają.

Najpewniej rząd PRL zdecydował o zaangażowaniu publicznych środków w odbudowę Warszawy, w tym – w rekonstrukcję warszawskiej Starówki. Uczynił tak, bo ludność Warszawy od początku spontanicznie przystąpiła do odbudowy miasta, a idea ta była w polskim społeczeństwie popularna. Komunistyczna władza, która cierpiała na deficyt legitymizacji, usilnie szukała sposobu, by temu zaradzić. Rząd przeznaczył więc na ten cel środki publiczne i stworzył prawno-organizacyjne ramy odbudowy miasta, tj. zrobił to, co na ogół rządy robią. Treść tablicy jest objawem poczucia nieprawomocności quasi-okupacyjnej władzy.

Napis ten ma jednak wymiar uniwersalny jako wyraz idei etatystycznej. Niektórzy polityczni megalomani lubią sobie osobiście przypisywać zasługę za wielkie wydarzenie dziejowe (np. upadek komunizmu). Inni politycy, mając poczucie ideologicznej misji dziejowej, marzą o biernym społeczeństwie, które mogliby formować zgodnie z utopijnym marzeniem. Pierwsi są niegroźni – ich złudzenia stanowią ich własny problem. Ci drudzy, kiedy mają instrumenty wpływu na społeczeństwo, mogą wyrządzić wiele publicznej szkody.

Nie wynika stąd, że państwo z jego instytucjami jest nieważne. Jest ono niezbędne. Jego wartość polega jednak na służebności wobec podstawowych interesów i potrzeb narodu. Problemy zaczynają się, kiedy państwo zaczyna służyć samemu sobie, a naród schodzi na plan drugi. To, niestety, zdarza się dość często nawet w demokracjach. Przykładem takiej patologii instytucji jest zacytowany na wstępie napis. �

* Profesor Instytutu Studiów Politycznych PAN, były szef Transparency International Poland

Więcej możesz przeczytać w 34/2015 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.