Rosyjski zaścianek

Rosyjski zaścianek

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jeszcze dwa lata temu Rosjanie nazywali Kaliningrad swoim oknem na  Zachód. Zanim polityka zagraniczna Kremla uderzyła w agresywne tony, lansowano wizję, że obwód ma stać się pomostem między UE i Rosją. Co  odważniejsi eksperci prognozowali Kaliningradowi świetlaną przyszłość „rosyjskiego Hongkongu”. Moskwa nie zrezygnowała z baz wojskowych nad Bałtykiem, ale stworzyła specjalną strefę ekonomiczną mającą przyciągnąć inwestorów oraz zgodziła się na zniesienie wiz dla mieszkańców obwodu podróżujących do UE. Kaliningrad stał się jednym z dziesięciu najszybciej rozwijających się regionów w Rosji. 60 proc. miejscowych ma  zagraniczny paszport (w innych regionach Rosji ok. 30 proc.), znacznie większy jest też odsetek młodzieży uczącej się języków obcych. – Teraz wszystko stanęło na głowie – mówi Aleksandr Żydenkow, tłumacz i działacz opozycyjnego Komitetu Społecznej Samoobrony ze stolicy obwodu. Europa nagle stała się „zgniła” i zaczęła symbolizować wszystko, co złe i  zdeprawowane. Potem wprowadzono sankcje, a następnie kontrsankcje. Najbardziej otwarty na świat rosyjski region stoczył się nagle do rangi biednych, pogrążających się w kryzysie peryferii. Oficjalna linia Kremla głosi, że zachodnie sankcje nie tylko nie zaszkodziły, ale wręcz pomogły rosyjskiej gospodarce wstać z kolan. Akcja zastępowania importowanych produktów ojczystymi podniosła w Rosji nastroje patriotyczne. Kaliningrad pod tym względem jest jednak wyjątkiem. Zawsze było tu znacznie więcej towarów z Unii Europejskiej niż w pozostałych częściach Rosji. – Przyzwyczailiśmy się, że na półkach sklepowych jest ogromny wybór. Przykład? Wcześniej mieliśmy pięć dużych firm produkujących nabiał. Teraz zostały tylko dwie, lokalne – tłumaczy Wadim Chlebnikow, dziennikarz niezależnego portalu RuGrad.eu. Powrót do przeszłości Po wprowadzeniu sankcji w sklepach zostały kiepskiej jakości produkty, które w dodatku kosztują teraz dwa razy więcej. Ale, co gorsze, bardzo obniżył się standard życia. Wszędzie są kolejki, chaos i irytacja. Ludzie są wkurzeni. Wszyscy teraz muszą oszczędzać. Lokalni producenci, zwłaszcza rolnicy, szybko odkryli, że „produkcja antyimportowa” jest dla  nich szansą. Nie tylko zwiększyli dostawy, ale w warunkach braku konkurencji nie krępują się windować cen. Według prof. Władimira Kuzina, ekonomisty z Kaliningradzkiego Uniwersytetu Technicznego, obwód najmocniej ze wszystkich rosyjskich regionów odczuł skutki sankcji. – Wszystkie towary wyprodukowane w Rosji dla kaliningradczyków są droższe o koszty dostawy. Chętnych do inwestowania w produkcję na miejscu brak, bo rynek wewnętrzny jest za mały, a możliwości eksportu nie ma – tłumaczy Kuzin. – W ostatnim czasie zaczęliśmy nawet obserwować odwrotną tendencję. Przedsiębiorstwa przenoszą się do Rosji – dodaje. Administracja obwodu kaliningradzkiego oszacowała, że do końca roku regionalne PKB spadnie o 5,9 proc., w przyszłym o kolejne 2,8 proc. Niezależni eksperci twierdzą, że to tylko pobożne życzenia władz. Już teraz są branże, np. motoryzacyjna czy AGD, w których produkcja spadła w  tym roku o 30-70 proc. Wiele firm przed wprowadzeniem embarga zdążyło zamówić surowce za granicą. Poniosły ogromne straty. Kaliningrad pogrąża się w znacznie potężniejszym kryzysie finansowym niż ten z 2008 r. Siedem lat temu kryzys zaczął się gwałtownie, ale tak samo szybko gospodarka zaczęła wychodzić z dołka. Teraz sytuacja wygląda odwrotnie: gospodarka hamuje powoli, ale wszystko wskazuje, że potrwa to znacznie dłużej, a kryzys będzie znacznie głębszy. Czas apokalipsy Do niedawna władze obwodu mogły mieć pewność, że budżet wypełnią dotacje z Moskwy. Teraz nikt już nie liczy na wsparcie. Od początku roku bezrobocie wzrosło o 25 proc. Według kaliningradzkiej policji gwałtownie wzrosła liczba drobnych kradzieży. – Nie jest tak, że rzesze głodnych bezrobotnych grasują już w regionie – ironizuje Ilja Szumanow, szef kaliningradzkiego oddziału Transparency International. – Prawdziwy problem pojawi się dopiero w przyszłym roku. Kwiecień 2016 r. to dla wielu kaliningradczyków data apokalipsy. Właśnie wtedy przestanie obowiązywać ustawa o specjalnej strefie ekonomicznej w Kaliningradzie działającej tu od 1991 r. Przedsiębiorców zwolniono z części podatków, zminimalizowano cło. W latach 90. miał to być sposób na przyciągnięcie inwestorów i rozwój odizolowanego od reszty kraju regionu. Dzięki temu znacznie rozwinęła się produkcja sprzętu AGD, wytwarzano tu co piąty rosyjski telewizor. Mimo to przedsiębiorstwa korzystające z przywilejów specjalnej strefy ekonomicznej nie zdołały stworzyć własnej technologii i uniezależnić się od dostaw z zagranicy. Wobec tego w kwietniu 2016 r. wiele firm przestanie istnieć, a Kaliningrad cofnie się w rozwoju o dwie dekady. Pesymiści mówią, że z dnia na dzień liczba bezrobotnych może się zwiększyć nawet trzykrotnie. – 2016 r. będzie końcem łatwych pieniędzy dla Kaliningradu. Te firmy, które nie zdążyły przekształcić się w duże grupy, po prostu zbankrutują – przewiduje Szumanow. Niezatapialny gubernator Zrozpaczone władze obwodu coraz głębiej sięgają do kieszeni mieszkańców. Ostatnio wprowadzono tzw. podatek na remont generalny, z którego pieniądze mają być przeznaczone na odnowę elewacji budynków. Niedługo ma  zostać także podwyższony podatek od nieruchomości, a stawki podatku lokalnego wzrosną z 8,4 do 9,2 proc. Podobne próby łatania budżetu kosztem mieszkańców w 2010 r. doprowadziły do masowych protestów. Ówczesny gubernator obwodu Genadij Boos wycofał się ze swoich pomysłów, jednak jego następca Nikołaj Cukanow może być niemal pewien, że sytuacja się nie powtórzy. – Propaganda również na lokalnym poziomie robi swoje. Ludzie się boją – mówi Chlebnikow. – Opozycja jest tak zastraszona, że  niemal jej nie widać – wtóruje mu Żydenkow. Kaliningradczycy, podobnie jak Rosjanie z innych części kraju, za fatalny stan regionu winią tylko lokalne władze. W zadziwiający sposób nie widzą związku swojej sytuacji z polityką Władimira Putina, którego wciąż darzą ogromnym zaufaniem. W końcu najwyższe kierownictwo Kremla zajęte jest podnoszeniem Rosji z  kolan. Wobec Cukanowa pretensji nie brak. Jego ekipa uwikłana jest w  skandale korupcyjne, a sam gubernator nie potrafi wyjaśnić źródeł pochodzenia trzech luksusowych rezydencji. Jedną postawiono nielegalnie, a drogę do wsi, gdzie znajduje się okazały dom i gdzie oprócz niego mieszka zaledwie 15 osób, zbudowano za pieniądze z budżetu obwodu. Cała bliższa i dalsza rodzina gubernatora albo została zatrudniona na  ciepłych posadkach w administracji, albo świetnie sobie radzi, realizując zamówienia publiczne. Jednak ani gubernator, ani nikt z jego ekipy nie poniósł konsekwencji. Co więcej, we wrześniowych wyborach na  szefa obwodu kaliningradzkiego Cukanow zdobył ponad 70 proc. głosów. Po  prostu nie było żadnej alternatywy dla jego kandydatury. – Wiele osób uznało, że nie ma sensu iść na wybory. Ja też zostałem w domu – mówi Szumanow. Kreml nie wykazuje chęci ratowania swojego „okna na Zachód”, a co gorsza, nie ma żadnego pomysłu na przyszłość obwodu-enklawy. – Kaliningrad może być albo zagłębiem przemysłowym, albo wielką bazą wojskową. Jednego z drugim nie da się połączyć – tłumaczy Kuzin. Patrząc na skalę rosyjskich wydatków na wojsko, nietrudno odgadnąć, jaki kierunek może wybrać Moskwa. Dla Polski nie jest to dobra wiadomość.
Więcej możesz przeczytać w 46/2015 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.