Leki za 500 milionów

Leki za 500 milionów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dosypywanie pieniędzy nic nie zmieniło, znajdziemy inny sposób na zmniejszenie kolejek – mówi Krzysztof Łanda, wiceminister odpowiedzialny za gospodarkę lekami.
Nowe kierownictwo resortu debiutuje kontrowersyjnym projektem
darmowych leków dla osób po 75. roku życia. Ile będą kosztować?


500 milionów. Na pierwszej liście leków dla seniora, tzw. liście „S”,
znajdą się leki najpotrzebniejsze, których dotyczy stosunkowo niewielki
hazard moralny i niewielkie ryzyko nadużyć po stronie świadczeniodawcy.
Do ich wypisywania będą uprawnieni tylko lekarze podstawowej opieki
zdrowotnej dla pacjentów na ich aktywnej liście, dzięki czemu unikniemy
wypisywania leków na nazwisko seniora, a przeznaczonych dla kogoś innego.


Jakie substancje znajdą się na liście?


Będziemy się starać, by w większości były to leki, do których dziś
seniorzy dopłacają 30 bądź 50 proc. Chcemy im w ten sposób zmniejszyć
obciążenia finansowe. Na liście znajdą się leki pierwszej potrzeby,
które nie są atrakcyjne dla członków rodziny chorego czy jego sąsiadów.
Nie będzie więc na niej większości antybiotyków, bo w ich przypadku
istnieje ryzyko hazardu moralnego – pacjenci są przekonani, że 
antybiotyk jest panaceum na wszystko, i mogliby wywierać presję na 
lekarzy, by im je przepisywali, nie tylko dla nich, ale też dla ich
znajomych. Istnieje też ryzyko presji ze strony firm farmaceutycznych.
Na liście „S” zabraknie też leków OTC, czyli dostępnych bez recepty,
suplementów diety i leków o nieudowodnionej efektywności klinicznej.
Projekt będzie realizowany jako inicjatywa rządowa.


Jako prezes Fundacji Watch Health Care monitorującej kolejki w 
ochronie zdrowia zwracał pan uwagę, że największą bolączką systemu jest
zbyt długie oczekiwanie na świadczenia zdrowotne. Jak zlikwiduje pan
kolejki?


Podjąłem dwa rodzaje działań – doraźne, starając się zachęcić oddziały
wojewódzkie NFZ do komunikacji ze świadczeniodawcami i świadczeniodawców
do komunikacji z pacjentami. Niewiele jednak mogę zrobić na kilka
tygodni przed końcem roku. Szykuję plan długofalowy i mam na niego 13
miesięcy. Dosypywanie pieniędzy do budżetu na ochronę zdrowia i 
wielomilionowe oszczędności, jak te, które przyniosła obowiązująca od 
2012 r. ustawa refundacyjna, nic nie zmieniły w systemie i zdawały się
ginąć w czarnej dziurze. Kolejki jak były, tak są nadal. Wniosek z tego,
że nie znikną, dopóki nie zdefiniuje się koszyka świadczeń
gwarantowanych za pomocą technologii medycznych, czyli interwencji
medycznych z bardzo określonym wskazaniem. I tak lek A staje się
technologią medyczną stosowany na przykład w leczeniu konkretnego raka
nerki. Jeśli dziś stosuje się go w różnych chorobach, to w każdej z tych
chorób musi stanowić oddzielny wpis. Jeśli to nie jest określone, to 
koszyk świadczeń jest otwarty i pieniądze się rozpływają.


A co z zabiegami?


Do grudnia przyszłego roku poradzimy sobie z całym koszykiem nielekowym.
Czeka nas mrówcza praca – mamy ponad 60 dziedzin medycyny i np. w 
koszyku holenderskim jest 102 tys. elementów. Główny nacisk położymy na 
analizy podaży i popytu. Zmiana taryf powinna spowodować to, że NFZ
będzie w pierwszej kolejności kontraktował nie świadczenia luksusowe,
ale te, do których kolejki są najdłuższe, takie jak zaćma czy 
endoprotezoplastyka, gdzie na zabieg czeka się nawet ponad dwa lata.
Trwają analizy, które świadczenia generują najwyższe koszty, jeśli
chodzi o pojedyncze leczenie i dla budżetu.


Była premier i była minister zdrowia Ewa Kopacz zapowiedziała, że 
będzie pana odpytywać z długości kolejek.


I ja jej będę odpowiadał. Szkoda, że wcześniej pani premier nie wyszła z 
taką inicjatywą i z kolejek nie odpytywała ministra Arłukowicza. Jestem
przekonany, że odpowiednie gospodarowanie środkami pozwoli znacznie
zmniejszyć kolejki.


Minister Arłukowicz, dziś przewodniczący sejmowej Komisji Zdrowia,
zasugerował, że może pan mieć konflikt interesów, bo pańska fundacja
sponsorowana była przez firmy farmaceutyczne.


To wyjątkowo nieczyste zagranie. Watch Health Care ufundowałem z 
własnych pieniędzy i wielokrotnie dokładałem do jej działalności. Firmy
bywały współsponsorem seminariów organizowanych przez fundację, ale 
wykłady ich przedstawicieli były inaczej oznaczane. Uważam, że nie muszę
udowadniać swojej postawy propaństwowej. Z dobrze płatnej pracy w 
consultingu przeszedłem do NFZ, gdzie byłem dyrektorem Departamentu
Gospodarki Lekami i nikt nigdy nie przedstawił zażaleń co do mojej
obiektywności, racjonalności, bezstronności i przejrzystości.
Wprowadziłem w DGL przejrzyste reguły kontaktów z firmami
farmaceutycznymi, które przez cały okres mojej pracy w NFZ były tam
bezwzględnie przestrzegane. Pracownicy mieli obowiązek informować o 
wszelkich kontaktach z pracownikami firm farmaceutycznych, a spotkania z 
nimi mogli odbywać tylko w gmachu NFZ. Te same reguły były potem
przeniesione do Ministerstwa Zdrowia, ale z tego, co wiem, nie były
stosowane w praktyce. Teraz to się zmieni.
Więcej możesz przeczytać w 50/2015 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.