Ludzie to tylko towar

Ludzie to tylko towar

Dodano:   /  Zmieniono: 
Straż Graniczna
Straż Graniczna Źródło: Straż Graniczna
Przemyt „kurczaków” to od kilkunastu miesięcy jeden z najbardziej dochodowych interesów polskich i międzynarodowych grup przestępczych. Pod tym określeniem kryją się Syryjczycy, Irakijczycy, Wietnamczycy oraz Ukraińcy.

Na każdym można zarobić od 800 do 1200 euro, a czasem nawet do 3 tys. euro. Do Polski dostają się busami, samochodami osobowymi, przyczepach kempingowych, a nawet specjalnie przerobionych cysternach. Ci którzy będą mieli szczęście, trafią do Europy zachodniej lub Skandynawii. Przed dekadą Straż Graniczna zatrzymywała rocznie ok. 3 tys. cudzoziemców, którzy nielegalnie przekroczyli granicę Polski lub wykorzystując zdobyte wizy, usiłowali dostać się przez nasz kraj do Europy Zachodniej. Brutalna wojna w Syrii, przejęcie przez fundamentalistów części Iraku, niepewna sytuacja w Afganistanie czy Pakistanie, a ostatnio także na Ukrainie – wszystko zmieniły. 

W ubiegłym roku pogranicznicy zatrzymali w naszym kraju ponad 6,2 tys. cudzoziemców. Straż Graniczna uspokaja, że zdecydowana większość nielegalnych emigrantów to obywatele Ukrainy (3,7 tys.), Rosji (613) czy Białorusi (236). Uciekinierzy z Bliskiego Wschodu i Azji stanowią mniejszość. Służby nie kryją jednak, że jeśli Europa nie znajdzie sposobu na zażegnanie kryzysu migracyjnego i nie zakończy się wojna na Ukrainie, przemyt ludzi będzie kwitł w najlepsze. A co za tym idzie, rosnąć też będzie liczba gangów zarabiających na wielkiej wędrówce ludów.

To tylko biznes

Określenia „przemyt ludzi” strażnicy graniczni starają się nie używać. Przekonują, że przemycać można towary, czasem zwierzęta. Takich dylematów nie mają przemytnicy. Dla nich Azjaci, kaukascy górale czy Afrykanie to towar. Bardzo dochodowy. Może mniej niż narkotyki, ale z pewnością niewiążący się z tak poważnymi konsekwencjami karnymi. I nic więcej. – , „konie” czy „kiełbasa”. Jeżeli są w miarę uczciwi, to wywiązują się z umowy i dostarczają ich do umówionego miejsca. Jednak często zdarza się, że po wzięciu zaliczki lub otrzymaniu całej sumy pozostawiają ich np. przy granicy z Niemcami – mówi jeden ze śledczych.

Szokujące są także sposoby przewożenia żywego towaru. Najczęściej migranci pakowani są do busów lub samochodów osobowych, ale głównie combi. Na szlaku bałtyckim przemycano ludzi m.in. w przyczepach kempingowych. Ale zdarzało się, że polscy przemytnicy przewozili „walizki” ukryte pod podłogą w przyczepkach bagażowych. W sierpniu ubiegłym roku w Budziskach pomysłowość gangsterów przerosła wyobraźnię naszych służb. W pobliżu polsko-litewskiej granicy patrol straży granicznej zatrzymał do kontroli cysternę z Estonii. Okazało się, że w zbiorniku ukrytych było ośmiu Wietnamczyków. W lutym tego roku w okolicach Horyńca-Zdroju uciekający przed strażą graniczną przemytnicy doprowadzili do wypadku. W bmw 7, które dachowało, znaleziono 13 nielegalnych imigrantów z Bliskiego Wschodu. Mężczyźni, kobiety i dzieci byli upchnięci w bagażniku, pomiędzy siedzeniami i na podłodze.

Kibole wchodzą w temat

Nasi rozmówcy przyznają, że przemyt ludzi stał się dla polskich grup przestępczych na tyle atrakcyjnym źródłem zarobku, że do procederu tego zabierają się nawet grupy kiboli. Straż Graniczna rozpracowała gang, w skład którego wchodzili szalikowcy nienawidzących się na co dzień krakowskich klubów Wisły i Cracovii. Zresztą ci sami kibole, którzy zarabiają na przemycie obcokrajowców, oficjalnie demonstrują swoją nienawiść do emigrantów i uchodźców. – Wypożyczali oni od kilku do kilkunastu busów i ruszali do Austrii i na Węgry, by stamtąd zabierać migrantów. Koszty przemytu w zasadzie nie są duże. Kierowcy, którzy często nie wiedzą, kim są ludzie, których mają przewieźć z punktu A do punktu B, dostają za taki kurs zwrot kosztu paliwa plus 200-300 euro – mówi oficer operacyjny straży granicznej.

Z werbunkiem „wozaków”, jak określa się wynajętych kierowców, też nie ma problemu. Albo są to znajomi organizatorów przemytu, albo poleceni byli kierowcy zawodowi. Na przykład zwolnieni z pracy pracownicy korporacji taksówkowych czy firm przewozowych. Na przemycie ludzi próbują także dorabiać kierowcy tirów zabierający na pakę nawet do kilkunastu chętnych. Jednak takich desperatów nie jest zbyt wielu, ponieważ ten sposób przemytu ludzi jest dosyć łatwy do namierzenia. Do przemytu zabierają się coraz bardziej amatorskie grupy, często skrzyknięte ad hoc. Niedawno jeden z przemytników przez cztery godziny bezskutecznie szukał klientów, których miał zabrać do Niemiec z wyznaczonego punktu zbornego. Zdarzało się też, że w czasie postoju wozaka na stacji paliw cudzoziemcy uciekali z pojazdu i rozbiegali się po okolicy.

Pomysł na rodzinny biznes

Sposób działania grup przemycających ludzi najlepiej pokazuje rozbicie jednej z takich band przez Śląsko-Małopolski Oddział Straży Granicznej. Akt oskarżenia przeciwko 12 członkom szajki trafił niedawno do sądu. Grupę zorganizowało mieszkające w Krakowie małżeństwo Syryjczyka i Polki. – Rozpracowywaliśmy tę grupę kilkanaście miesięcy. Już w 2013 r. zauważyliśmy, że na Słowacji i w Czechach, w pobliżu naszej południowej granicy, dochodzi do zatrzymań pojedynczych Syryjczyków i Irakijczyków. Podejrzewaliśmy, że ci ludzi zmierzają do Polski i przez nasz kraj chcą się przedostać na Zachód. Nie myliliśmy się. Szybko natrafiliśmy na ślad międzynarodowej grupy przestępczej – opowiada mjr Paweł Grabarek ze Śląsko-Małopolskiego Oddziału Straży Granicznej.

Zatrzymywani cudzoziemcy zaczynali swoją nielegalną podróż w Austrii, najczęściej w Wiedniu. Trafiali tam z Grecji lub Turcji via Macedonia lub Serbia. – Zaczęliśmy współpracować z innymi krajami, m.in. Węgrami, Austrią, Niemcami, Słowacją, Szwecją i Danią. Dzięki naszym szeroko zakrojonym działaniom udało nam się ustalić, że za organizację przerzutów odpowiada mieszkające w Krakowie małżeństwo: Syryjczyk i jego żona. Wykorzystywali oni swoje kontakty z cudzoziemcami mieszkającymi w Wiedniu. Punkt werbunkowy działał w okolicy centrum islamskiego – dodaje mjr Grabarek. Syryjczyk mieszka w Polsce od 2010 r. To on nadzorował polski odcinek szlaku przerzutowego. Jego żona werbowała kierowców do przewozu cudzoziemców. Wozacy odbierali Syryjczyków lub Irakijczyków w Austrii.

W zależności od wielkości samochodu od pięciu do ośmiu osób. Każda z nich musiała zapłacić gangsterom od 700 do 1200 euro. Cena zależała od tego, dokąd mieli trafić. Najmniej kosztowała wyprawa do Niemiec, droższa była podróż do Holandii czy Skandynawii. Z Czech lub Słowacji nielegalni emigranci byli przewożeni do wynajętych mieszkań lub kwater w Krakowie i okolicach, gdzie czekali na dalszy przerzut. Najczęściej, aż zbierze się wystarczająca grupa, by wyruszyć w konkretny rejon. Tylko od czerwca do grudnia 2014 r. gang przewiózł co najmniej 100 osób. Nieoficjalnie strażnicy przyznają, że liczba ta może być nawet trzykrotnie większa.

Kiedyś jantar, teraz ludzie

Z racji swego położenia Polska jest wprost idealnym krajem tranzytowym do przerzutu ludzi. Na wschodzie graniczy z byłymi państwami Związku Radzieckiego, przez które do Europy dostają się Azjaci, głównie Wietnamczycy. Na południu z Czechami i Słowacją, które z kolei dzielą granicę z Węgrami i Austrią. A to o te ostatnie państwa rozbija się fala migrantów z Afryki Północnej. Jest jeszcze ponad 500-kilometrowa granica z Ukrainą, dla której to mieszkańców Polska jest bramą do zachodniego raju. – Możemy mówić o dwóch głównych szlakach przerzutowych. Pierwszy – nadbałtycki – z Rosji przez Łotwę i Litwę do Polski i dalej do Europy Zachodniej. Tym kanałem przerzucani są przede wszystkim Wietnamczycy, rzadziej Czeczeni, czasem też Gruzini. Z reguły głównymi graczami na tym szlaku są rodacy przemycanych ludzi, którzy od lat rezydują w Rosji. Polskie grupy przestępcze są najczęściej ich kooperantami. Organizują transport lub przerzut przez zieloną granicę. Ale ten ostatni to już coraz rzadziej – tłumaczy oficer zarządu operacyjno-śledczego Komendy Głównej Straży Granicznej.

Drugim głównym szlakiem jest szlak bałkański. Jeszcze kilka lat temu był to najpopularniejszy kanał przerzutowy narkotyków z Azji. – Swój początek ma w Turcji lub Grecji, do których to przemytnicy przerzucają ludzi morzem z Syrii czy Libanu. Potem przez kraje byłej Jugosławii biegnie do Węgier lub Austrii, gdzie migrantów przejmują działające tam grupy przestępcze: tureckie, czeczeńskie czy syryjskie. Te z kolei kooperują z polskimi gangami organizującymi kolejny etap przerzutu ludzi, już do Niemiec, Holandii czy Skandynawii – wyjaśnia oficer straży granicznej. W ostatnim czasie na szlaku bałkańskim pojawili się nasi rodacy, którzy w procederze przemytu ludzi wyczuli wielkie pieniądze.

Ukraiński kłopot

Wielu zatrzymywanych w Polsce nielegalnych emigrantów nie stanowią bynajmniej uciekinierzy z Bliskiego Wschodu, Azji czy Afryki. To Ukraińcy. W ubiegłym roku w Polsce zatrzymano ponad 3,7 tys. z nich. – Wykorzystując wyłudzone wizy lub pod pozorem wizyty turystycznej, wjeżdżają do Polski, a potem nielegalnie próbują przedostać się na Zachód. Zjawisko to rośnie z każdym rokiem i spodziewamy się, że na razie tendencja ta raczej się nie zmieni – nie kryje jeden z naszych rozmówców. Strażnicy przyznają, że zimą liczba nielegalnych migrantów spadła. Kolejna fala na szlaku bałkańskim może się jednak pojawić już za kilka tygodni. A wraz z nią chętni do przerzutu ludzi na Zachód. – Nie oszukujmy się, kary za przewóz nielegalnych emigrantów są zazwyczaj niskie. Sprytni przestępcy deklarują od razu po zatrzymaniu dobrowolne poddanie się karze i kończy się to dla nich wyrokiem w zawieszeniu.

Po takiej wpadce znikają na jakiś czas, a po pół roku znowu są w biznesie – tłumaczy doświadczony oficer operacyjny. Największym problemem w zwalczaniu procederu jest coraz większa hermetyczność takich grup, a zwłaszcza tych cudzoziemskich. Członkowie gangów komunikują się, używając nie tylko obcych języków, ale wręcz ich regionalnych, mało znanych odmian. Uniemożliwia to inwigilującym ich służbom szybką reakcję. Bo trudno jest znaleźć zaufanych tłumaczy z wietnamskiego czy czeczeńskiego, a co dopiero dialektów z południa Turcji czy Kaszmiru. 

Artykuł został opublikowany w 14/2016 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.