Prawa Orłowskiego, czyli jak zniszczyć gospodarkę
Witold M. Orłowski
Niewiele jest na świecie bardziej pociągających haseł niż "państwo opiekuńcze", czasem zwane przyjemniej dla ucha "państwem dobrobytu". Jest to państwo kapitalistyczne o wydajnej gospodarce rynkowej, które jednocześnie przebija wizje marksistowskich fantastów w dziedzinie opieki nad obywatelami. Zapewnia pełne ubezpieczenie przeciwko chorobie i bezrobociu, wysokie renty i emerytury, darmową opiekę medyczną, dobrą edukację, zasiłki na wychowanie dzieci, zasiłki gotówkowe w razie nagłych potrzeb, wsparcie budownictwa komunalnego. Słowem: jest to państwo, które czuje się odpowiedzialne za los obywateli od kołyski po grób. Problem w tym, że każde państwo opiekuńcze prędzej czy później zaczyna ciągnąć gospodarkę w dół, niszcząc tym samym wcześniejsze osiągnięcia socjalne. Dostatnie do niedawna życie zaczyna się stawać - jak w niektórych państwach Europy Zachodniej - horrorem.
Od Bismarcka do Adenauera
Stworzenie zaczątków koncepcji państwa opiekuńczego zarzuca się zazwyczaj kanclerzowi Bismarckowi, który w końcu XIX wieku wprowadził obowiązkowe świadczenia emerytalne dla niemieckich robotników. Te zarzuty są całkiem niesłuszne. Bismarck, stary reakcjonista, nie snuł żadnych fantazji na temat sprawiedliwości społecznej. Zaniepokojony gwałtownym rozwojem wpływów socjalistycznych uznał, że skromny, całkowicie sfinansowany ze składek uczestników, system ubezpieczenia przed niezdolnością do pracy z tytułu podeszłego wieku jest dobrym pomysłem na uspokojenie nastrojów - podobnie jak na wsi dobrym pomysłem są przymusowe ubezpieczenia od pożaru. W kolejnych dziesięcioleciach wprowadzono także skromne zasiłki dla bezrobotnych. Powstały więc zręby systemu zabezpieczającego ludzi przed biedą wynikającą z różnych nieszczęść, ale nie był to jeszcze system państwa opiekuńczego. Państwo nie czuło się odpowiedzialne za dobrobyt swoich obywateli. Dbało tylko, aby sami obywatele zapewnili sobie minimum bezpieczeństwa.
Kolejny krok na drodze do powstania państwa opiekuńczego zrobili faszystowscy dyktatorzy. Hitler, podbijając Europę, jak ognia obawiał się powtórki rewolucji komunistycznej, która dopełniła klęski Niemiec w poprzedniej wojnie. Dlatego z niezwykłą hojnością, nie przejmując się lawinowo rosnącym zadłużeniem państwa, rozdawał Niemcom pieniądze w formie różnego typu zasiłków (traktował to prawdopodobnie jako jeszcze jeden rodzaj wydatku zbrojeniowego). Po klęsce nazistowskie pieniądze okazały się oczywiście kupą makulatury. Ostrożny Konrad Adenauer, budowniczy powojennej Republiki Federalnej, uznał jednak, że demokracja musi dać obywatelom Niemiec co najmniej taki sam dobrobyt, jaki obiecywali faszyści, więc szybko powrócił do budowy państwa opiekuńczego.
Duma powojennej Europy
Kiedy wojna jeszcze trwała, koncepcje odpowiedzialności państwa za losy obywateli zaczęły dojrzewać także w krajach demokratycznych. W grę wchodził świadomy wybór modelu społecznego. Koncepcja budowy aktywnego państwa nie miała jednej politycznej twarzy - stali za nią i socjaliści, i chadecy. Burzliwemu rozwojowi gospodarczemu Europy Zachodniej w latach 50. i 60. towarzyszyło ukształtowanie się "europejskiego modelu społecznego", w którym wysoka wydajność pracy szła w parze z poczuciem bezpieczeństwa socjalnego. Doskonałość w tym zakresie osiągnęły kraje skandynawskie, tworząc podziwianą przez wszystkich mieszankę: gospodarkę tak wydajną jak w kapitalizmie z zabezpieczeniem społecznym tak znakomitym, że kraje komunistyczne mogły o nim tylko marzyć. Nic dziwnego, że społeczeństwa Europy Zachodniej przywykły do swojego modelu, pokochały go i są z niego dumne. I byłyby nadal dumne, gdyby nie pewne naturalne cechy rozwoju państwa opiekuńczego, które dają się streścić w postaci trzech praw, umownie nazwijmy je prawami Orłowskiego.
1. prawo Orłowskiego, czyli nieunikniony wzrost nadopiekuńczości
Kiedy raz dano sygnał do budowy państwa opiekuńczego, jego wzrostu nic nie mogło już powstrzymać. Na początku XX wieku przeciętne państwo zachodnioeuropejskie wydawało na transfery socjalne - główne narzędzie realizacji państwa opiekuńczego - niecały 1 proc. PKB. Do roku 1980 przeciętne transfery socjalne wzrosły powyżej 20 proc. PKB, a do połowy lat 90. - do mniej więcej 30 proc. PKB. Prym wiedli Skandynawowie - transfery socjalne w Szwecji wyniosły w latach 1992-1994 aż 37 proc. PKB!
Jak wytłumaczyć ów mechanizm stałego wzrostu skali państwa opiekuńczego? W największym skrócie: bierze się on z tego, że choć w okresie prosperity wydatki socjalne zazwyczaj rosną równolegle z produkcją, w okresie spadku produkcji są chronione przed analogicznym spadkiem przez odpowiednie zabezpieczenia o charakterze indeksacyjnym. W rezultacie, jeśli rząd nie podejmuje zdecydowanych działań, udział wydatków socjalnych w PKB utrzymuje się na stałym poziomie w dobrych latach, a wzrasta w latach chudych. No cóż, można by powiedzieć: trudno - skala wydatków rośnie, ale również ludzie mogą się czuć coraz bardziej bezpieczni, zadowoleni i spokojni o przyszłość. Otóż nie!
2. prawo Orłowskiego, czyli ciążenia nadopiekuńczości
Dlaczego państwo opiekuńcze, które na początku zwiększa poczucie komfortu obywateli, po przekroczeniu rozsądnej wielkości zaczyna być coraz większym ciężarem? Po pierwsze, dlatego, że wydatki na transfery socjalne trzeba jakoś sfinansować. A jedynym dostępnym na dłuższą metę sposobem ich pokrycia jest wzrost podatków. W zglobalizowanym świecie kapitał zaczyna uciekać do krajów oferujących korzystniejsze warunki prowadzenia działalności gospodarczej. Podnoszenie podatków jest pułapką: rozwój gospodarczy będzie jeszcze wolniejszy, podatków spłynie jeszcze mniej.
Po drugie, nadmiernie rozrośnięte państwo opiekuńcze samo podcina gałąź, na której siedzi. Jeśli ludziom oferuje się bardzo wysokie zasiłki dla bezrobotnych, wielu z nich przestaje szukać pracy, bo życie z zasiłków, choć niemiłe, jest prostsze i mniej męczące. Zbyt wysokie podatki zabijają z kolei przedsiębiorczość. Przesadnie rozwinięte państwo opiekuńcze zaczyna więc ciągnąć gospodarkę w dół.
Czy istnieje optymalna wielkość państwa opiekuńczego? Nikt nie ma wątpliwości, że państwo "dzikiego kapitalizmu", które znamy z początku wieku, nie służyło rozwojowi gospodarczemu ani społecznemu - zbyt wielu ludzi znajdowało się poza burtą. Może więc zaufać pragmatyzmowi Amerykanów i uznać, że optimum jest gdzieś w pobliżu modelu, który oni wybrali? Skala transferów socjalnych wynosi około 15 PKB, jest więc o połowę niższa niż w Skandynawii czy we Francji. Skoro tak, to najlepiej byłoby państwo opiekuńcze w Europie ograniczyć. Ale to nie jest takie proste...
3. prawo Orłowskiego, czyli odporność nadopiekuńczości na ściskanie
Zmniejszenie wydatków okazuje się niemal niemożliwe. Jakiekolwiek działania ograniczające wydatki narażają rządy na opór grup, które z dotychczasowego systemu korzystają i nie życzą sobie zmian. Cóż z tego, że można bez kłopotów wykazać na papierze, iż system emerytalny jest nie do utrzymania? Jakakolwiek próba jego reformy wywołuje strajki i demonstracje, przed którymi zazwyczaj muszą się cofnąć politycy. Poczynając od połowy lat 90., większość rządów europejskich podejmuje desperackie wysiłki w celu ograniczenia skali państwa opiekuńczego. Efekt? W Skandynawii udało się zaledwie przywrócić udział transferów socjalnych w PKB do wysokiego poziomu z początku lat 90., a w Niemczech, Francji, Włoszech i Wielkiej Brytanii w ogóle nie udało się go zmniejszyć. Jedynym krajem, któremu w ostatnim ćwierćwieczu udało się znacząco ograniczyć wydatki socjalne, była Irlandia w latach 80. Odbyło się to kosztem ogromnych protestów i niezadowolenia społecznego. Ale kilka lat później przyszła nagroda w formie szybkiego wzrostu PKB, który uczynił z Irlandczyków europejskich bogaczy.
Co owe trzy prawa rozwoju państwa opiekuńczego oznaczają dla Polski? Skala transferów socjalnych (23 proc. PKB) sytuuje nas bliżej Niemiec i Francji (27-29 proc.) niż Irlandii i USA (15-16 proc.). Zgodnie z drugim prawem rozwoju państwa opiekuńczego, już dziś jest ona zbyt wysoka na możliwości naszej gospodarki. Zgodnie z pierwszym prawem, bez zdecydowanej polityki ograniczającej wzrost wydatków socjalnych udział ten będzie się nadal zwiększał. Tyle że z trzeciego prawa wynika, iż do ograniczania wzrostu wydatków socjalnych trzeba determinacji i ogromnego poczucia odpowiedzialności polityków za przyszłość kraju. Bez komentarza...
Witold M. Orłowski
Niewiele jest na świecie bardziej pociągających haseł niż "państwo opiekuńcze", czasem zwane przyjemniej dla ucha "państwem dobrobytu". Jest to państwo kapitalistyczne o wydajnej gospodarce rynkowej, które jednocześnie przebija wizje marksistowskich fantastów w dziedzinie opieki nad obywatelami. Zapewnia pełne ubezpieczenie przeciwko chorobie i bezrobociu, wysokie renty i emerytury, darmową opiekę medyczną, dobrą edukację, zasiłki na wychowanie dzieci, zasiłki gotówkowe w razie nagłych potrzeb, wsparcie budownictwa komunalnego. Słowem: jest to państwo, które czuje się odpowiedzialne za los obywateli od kołyski po grób. Problem w tym, że każde państwo opiekuńcze prędzej czy później zaczyna ciągnąć gospodarkę w dół, niszcząc tym samym wcześniejsze osiągnięcia socjalne. Dostatnie do niedawna życie zaczyna się stawać - jak w niektórych państwach Europy Zachodniej - horrorem.
Od Bismarcka do Adenauera
Stworzenie zaczątków koncepcji państwa opiekuńczego zarzuca się zazwyczaj kanclerzowi Bismarckowi, który w końcu XIX wieku wprowadził obowiązkowe świadczenia emerytalne dla niemieckich robotników. Te zarzuty są całkiem niesłuszne. Bismarck, stary reakcjonista, nie snuł żadnych fantazji na temat sprawiedliwości społecznej. Zaniepokojony gwałtownym rozwojem wpływów socjalistycznych uznał, że skromny, całkowicie sfinansowany ze składek uczestników, system ubezpieczenia przed niezdolnością do pracy z tytułu podeszłego wieku jest dobrym pomysłem na uspokojenie nastrojów - podobnie jak na wsi dobrym pomysłem są przymusowe ubezpieczenia od pożaru. W kolejnych dziesięcioleciach wprowadzono także skromne zasiłki dla bezrobotnych. Powstały więc zręby systemu zabezpieczającego ludzi przed biedą wynikającą z różnych nieszczęść, ale nie był to jeszcze system państwa opiekuńczego. Państwo nie czuło się odpowiedzialne za dobrobyt swoich obywateli. Dbało tylko, aby sami obywatele zapewnili sobie minimum bezpieczeństwa.
Kolejny krok na drodze do powstania państwa opiekuńczego zrobili faszystowscy dyktatorzy. Hitler, podbijając Europę, jak ognia obawiał się powtórki rewolucji komunistycznej, która dopełniła klęski Niemiec w poprzedniej wojnie. Dlatego z niezwykłą hojnością, nie przejmując się lawinowo rosnącym zadłużeniem państwa, rozdawał Niemcom pieniądze w formie różnego typu zasiłków (traktował to prawdopodobnie jako jeszcze jeden rodzaj wydatku zbrojeniowego). Po klęsce nazistowskie pieniądze okazały się oczywiście kupą makulatury. Ostrożny Konrad Adenauer, budowniczy powojennej Republiki Federalnej, uznał jednak, że demokracja musi dać obywatelom Niemiec co najmniej taki sam dobrobyt, jaki obiecywali faszyści, więc szybko powrócił do budowy państwa opiekuńczego.
Duma powojennej Europy
Kiedy wojna jeszcze trwała, koncepcje odpowiedzialności państwa za losy obywateli zaczęły dojrzewać także w krajach demokratycznych. W grę wchodził świadomy wybór modelu społecznego. Koncepcja budowy aktywnego państwa nie miała jednej politycznej twarzy - stali za nią i socjaliści, i chadecy. Burzliwemu rozwojowi gospodarczemu Europy Zachodniej w latach 50. i 60. towarzyszyło ukształtowanie się "europejskiego modelu społecznego", w którym wysoka wydajność pracy szła w parze z poczuciem bezpieczeństwa socjalnego. Doskonałość w tym zakresie osiągnęły kraje skandynawskie, tworząc podziwianą przez wszystkich mieszankę: gospodarkę tak wydajną jak w kapitalizmie z zabezpieczeniem społecznym tak znakomitym, że kraje komunistyczne mogły o nim tylko marzyć. Nic dziwnego, że społeczeństwa Europy Zachodniej przywykły do swojego modelu, pokochały go i są z niego dumne. I byłyby nadal dumne, gdyby nie pewne naturalne cechy rozwoju państwa opiekuńczego, które dają się streścić w postaci trzech praw, umownie nazwijmy je prawami Orłowskiego.
1. prawo Orłowskiego, czyli nieunikniony wzrost nadopiekuńczości
Kiedy raz dano sygnał do budowy państwa opiekuńczego, jego wzrostu nic nie mogło już powstrzymać. Na początku XX wieku przeciętne państwo zachodnioeuropejskie wydawało na transfery socjalne - główne narzędzie realizacji państwa opiekuńczego - niecały 1 proc. PKB. Do roku 1980 przeciętne transfery socjalne wzrosły powyżej 20 proc. PKB, a do połowy lat 90. - do mniej więcej 30 proc. PKB. Prym wiedli Skandynawowie - transfery socjalne w Szwecji wyniosły w latach 1992-1994 aż 37 proc. PKB!
Jak wytłumaczyć ów mechanizm stałego wzrostu skali państwa opiekuńczego? W największym skrócie: bierze się on z tego, że choć w okresie prosperity wydatki socjalne zazwyczaj rosną równolegle z produkcją, w okresie spadku produkcji są chronione przed analogicznym spadkiem przez odpowiednie zabezpieczenia o charakterze indeksacyjnym. W rezultacie, jeśli rząd nie podejmuje zdecydowanych działań, udział wydatków socjalnych w PKB utrzymuje się na stałym poziomie w dobrych latach, a wzrasta w latach chudych. No cóż, można by powiedzieć: trudno - skala wydatków rośnie, ale również ludzie mogą się czuć coraz bardziej bezpieczni, zadowoleni i spokojni o przyszłość. Otóż nie!
2. prawo Orłowskiego, czyli ciążenia nadopiekuńczości
Dlaczego państwo opiekuńcze, które na początku zwiększa poczucie komfortu obywateli, po przekroczeniu rozsądnej wielkości zaczyna być coraz większym ciężarem? Po pierwsze, dlatego, że wydatki na transfery socjalne trzeba jakoś sfinansować. A jedynym dostępnym na dłuższą metę sposobem ich pokrycia jest wzrost podatków. W zglobalizowanym świecie kapitał zaczyna uciekać do krajów oferujących korzystniejsze warunki prowadzenia działalności gospodarczej. Podnoszenie podatków jest pułapką: rozwój gospodarczy będzie jeszcze wolniejszy, podatków spłynie jeszcze mniej.
Po drugie, nadmiernie rozrośnięte państwo opiekuńcze samo podcina gałąź, na której siedzi. Jeśli ludziom oferuje się bardzo wysokie zasiłki dla bezrobotnych, wielu z nich przestaje szukać pracy, bo życie z zasiłków, choć niemiłe, jest prostsze i mniej męczące. Zbyt wysokie podatki zabijają z kolei przedsiębiorczość. Przesadnie rozwinięte państwo opiekuńcze zaczyna więc ciągnąć gospodarkę w dół.
Czy istnieje optymalna wielkość państwa opiekuńczego? Nikt nie ma wątpliwości, że państwo "dzikiego kapitalizmu", które znamy z początku wieku, nie służyło rozwojowi gospodarczemu ani społecznemu - zbyt wielu ludzi znajdowało się poza burtą. Może więc zaufać pragmatyzmowi Amerykanów i uznać, że optimum jest gdzieś w pobliżu modelu, który oni wybrali? Skala transferów socjalnych wynosi około 15 PKB, jest więc o połowę niższa niż w Skandynawii czy we Francji. Skoro tak, to najlepiej byłoby państwo opiekuńcze w Europie ograniczyć. Ale to nie jest takie proste...
3. prawo Orłowskiego, czyli odporność nadopiekuńczości na ściskanie
Zmniejszenie wydatków okazuje się niemal niemożliwe. Jakiekolwiek działania ograniczające wydatki narażają rządy na opór grup, które z dotychczasowego systemu korzystają i nie życzą sobie zmian. Cóż z tego, że można bez kłopotów wykazać na papierze, iż system emerytalny jest nie do utrzymania? Jakakolwiek próba jego reformy wywołuje strajki i demonstracje, przed którymi zazwyczaj muszą się cofnąć politycy. Poczynając od połowy lat 90., większość rządów europejskich podejmuje desperackie wysiłki w celu ograniczenia skali państwa opiekuńczego. Efekt? W Skandynawii udało się zaledwie przywrócić udział transferów socjalnych w PKB do wysokiego poziomu z początku lat 90., a w Niemczech, Francji, Włoszech i Wielkiej Brytanii w ogóle nie udało się go zmniejszyć. Jedynym krajem, któremu w ostatnim ćwierćwieczu udało się znacząco ograniczyć wydatki socjalne, była Irlandia w latach 80. Odbyło się to kosztem ogromnych protestów i niezadowolenia społecznego. Ale kilka lat później przyszła nagroda w formie szybkiego wzrostu PKB, który uczynił z Irlandczyków europejskich bogaczy.
Co owe trzy prawa rozwoju państwa opiekuńczego oznaczają dla Polski? Skala transferów socjalnych (23 proc. PKB) sytuuje nas bliżej Niemiec i Francji (27-29 proc.) niż Irlandii i USA (15-16 proc.). Zgodnie z drugim prawem rozwoju państwa opiekuńczego, już dziś jest ona zbyt wysoka na możliwości naszej gospodarki. Zgodnie z pierwszym prawem, bez zdecydowanej polityki ograniczającej wzrost wydatków socjalnych udział ten będzie się nadal zwiększał. Tyle że z trzeciego prawa wynika, iż do ograniczania wzrostu wydatków socjalnych trzeba determinacji i ogromnego poczucia odpowiedzialności polityków za przyszłość kraju. Bez komentarza...
Więcej możesz przeczytać w 26/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.