Błyskotliwa puenta po tym, jak wszyscy giną. "Krwawe Ballady", czyli zbrodnia tematem dla sztuki

Błyskotliwa puenta po tym, jak wszyscy giną. "Krwawe Ballady", czyli zbrodnia tematem dla sztuki

Dodano:   /  Zmieniono: 
Justyna Jary w projekcie "Krwawe Ballady"
Justyna Jary w projekcie "Krwawe Ballady" Źródło:Pompadur/Aleksandra Gronowska
Zbrodnia tematem sztuki - na świecie zrobił to Nick Cave, w Polsce po "Krwawe Ballady" sięgnęła Justyna Jary z zespołem Pompadur. Muzycy odświeżyli warszawskie ballady podwórzowe, napisali własne i za kilka miesięcy na rynek trafi ich debiutancki album. O dramatach i namiętnościach "doprawionych" dawką czarnego humoru z Wprost.pl rozmawiała liderka Pompadur – Justyna Jary.

Marcin Lis: Czytasz kryminały?

Justyna Jary: Zdarza mi się, ale nie jest to jedyna literatura, którą pochłaniam. Powiedziałabym nawet, że czytam je rzadko.

Jedna z bohaterek musicalu „Chicago” stawia pytanie: „Kto powiedział, że zbrodnia to nie sztuka?”. Z doboru utworów do projektu „Krwawe Ballady” można wyciągnąć wniosek, że sądzisz podobnie.

Na pewno zbrodnia jest nęcącym dla sztuki tematem. Zastanawiałam się dokąd prowadzi mnie to, że tak zafascynowały mnie postaci z ballad podwórzowych. One często nie pochodzą ze światka dobrze ułożonych, sympatycznych i ze świetlaną przyszłością. To są typy spod ciemnej gwiazdy. Ale charakterne. Stwierdziłam, że te wybrane pieśni ich nie gloryfikują, podobnie jak nie gloryfikują samej zbrodni. Równocześnie nie wrzucają tematu w sferę tabu. Widzimy większy obrazek – pewnego rodzaju tragedię, ale tragedię nie tylko ofiary. Często także i zbrodniarza. Nie musimy od razu nakładać mu korony czy wywyższać, ale czy nie możemy dać mu chwili empatii? Zobaczyć, że zbrodnia, którą popełnił jest też jego tragedią?

Skąd w ogóle pomysł na „Krwawe Ballady”?

Chciałam, by to co będziemy śpiewać nie było odtwarzaniem tego, co było. Nie chciałam żebyśmy zakładali lekko przyszurane ubrania z podwórek i udawali, że jesteśmy dawno temu (choć grupy rekonstrukcyjne robią świetną robotę). Dostałam stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, by swój zamysł zrealizować,. Chcieliśmy wziąć materiał na warsztat i się nim zainspirować. Te pieśni mają nie tylko melodramatyczny tekst. One są mocno okraszone czarnym humorem. . Nonszalancja – wszyscy giną, często w najokrutniejszy sposób, by tekst zakończył się błyskotliwą puentą.

I z tego pociągu do czarnego humoru wzięła się „Ballada o mamie”?

Również. Gdy intensywnie myślałam nad tym projektem, pomagałam Jasiowi Kapeli w coverze piosenki z nurtu polskiego pop. Męczyłam go, żeby napisał mi balladę. Napisał „Balladę o mamie”: i nie można odjąć mu ironicznego podejścia do świata, które bardzo mi pasowało. Dokładnie to cechowało pieśni dawnej Warszawy – mówiły o sprawach prawdziwych, które wstrząsnęły opinią publiczną, mimo że były podkolorowane i przedstawiały sprawę w krzywym zwierciadle.

Wróćmy jeszcze na chwilę do doboru utworów. Z dziesiątek, jeśli nie setek, warszawskich utworów podwórzowych chyba ciężko wybrać materiał na jedną płytę.

, że chcemy je wykorzystać. W znajdowaniu ich pomogło genialne kompendium wiedzy przygotowane przez Bronisława Wieczorkiewicza. Jego książka jest cudowna. Natrafiłam w niej na kilka ballad, których warstwa tekstowa była postawiona na fantastycznym poziomie. Tak natrafiliśmy na „Piosenkę z więzienia na Daniłowiczowskiej”, która u nas zwie się „Balladą więzienną:. Gdy przeczytałam ten tekst, miałam pąsy i wiedziałam, że trzeba go zrobić. Tak było też z „Antkiem Psianogą”.

Któremu zmieniłaś muzykę....

No, tak. Nie do wszystkich utworów udało się znaleźć oryginalną muzykę. Do „Antka” nawet się udało, ale skoro podobał mi się tekst, a muzyka już nie tak bardzo, to pokusiłam się na dopisanie melodii, która nie przykryje tekstu, ale nawet go wyeksponuje.

Niektóre utwory to wasze autorskie dokonania od początku do końca. Na przykład „Zbynio”. Jego inspiracją był w pełni stołeczny folklor?

Niektórzy mówią, że brzmi jak wyciągnięta z folkloru bałkańskiego czy cygańskiego.

Z kolei w „Nie ma ciebie” połączyliście świat warszawskiej korporacji i zaśpiew.

Tak! – w jaki sposób polifonia z lekko ludowym zaśpiewem miałaby się połączyć z historią warszawskiego biurowca? Mi to się jednak jakoś kleiło, bo to wszystko jest naszym jednym światem. Pozwalamy sobie również na pewną dowolność w doborze „pędzli”, którym namalujemy ten „obraz”.

A co z najsłynniejszym apaszem i jego „Hanką”? Porwaliście się na prawdziwy szlagier.

Na początku tego projektu zarzekałam się, że nie będziemy grać szlagierów takich, jak właśnie „Hanka”. Ale potem... Uwielbiam ten utwór. Był jednym z pierwszych, który zbliżył mnie do warszawskiego folkloru. Wraz z upływem czasu, gdy pracowaliśmy nad tym projektem, „Hanka” pojawiała się coraz częściej. Zaczęła za mną chodzić i być bardziej rzewna i związana z zaśpiewem. W efekcie – wślizgnęła się (śmiech). Spójrz też na tekst – w tej historii jest to, o czym mówiłam wcześniej. Jest tam bez dwóch zdań tragedia kobiety, ale jest też apasz, który pozbawił się kogoś kogo kochał najbardziej na świecie: „Cóżem zrobił cóż?”. Mimo, że popełnił zbrodnię, równocześnie dokonał czynu okrutnego wobec samego siebie.

Śpiewacie o świecie apaszów, a nazwaliście się Pompadur. Nazwisko pewnej francuskiej hrabiny przychodzi do głowy samo.

To prawda. Nazwa kojarzy się z hrabiną, ale początkowym zamysłem było podkreślenie tego, że gramy z pompą w durze, choć po prawdzie znacznie częściej gramy w molu, ale sam przyznasz, że Pompamol, to nie bardzo wdzięczna nazwa dla zespołu. Z czasem okazało się, że ten świat wyższych sfer miesza się z tym z podwórek i ta Francuzka zaczęła się pokazywać. – jest tak dramatyczny i przypominający telenowelę, że zawsze wciąga niczym tabloidy i pudelki (śmiech).

Do tego hrabina, która zwała się Francesca..

To już pieśń świeższa. Została napisana przez Jerzego Jurandota, ale tak mocno wrosła w folklor warszawski, że nie mogliśmy jej nie przywołać.

Mam wrażenie, że na koncertach poza muzyką i tekstem, oferujesz również kreację aktorską.

Jestem aktorką, ale nie chciałam pójść w piosenkę aktorską. Nie chciałam stawiać tych ballad na piedestał. One są z podwórzy. Chciałam je jednak doprawić tą hrabiowsko-pompadurowską nutą. Pamiętaj, że w Pompadur wszyscy mamy siebie nawzajem. To nie jest tak, że jest tekst pieśni, śpiewająca primadonna i ekipa z instrumentami gdzieś tam z tyłu. Pompadur to świetni muzycy: Robert Lipka, Patrycja Napierała, Michał Zuń i Bartosz Smorągiewicz. Ich instrumenty opowiadają historie. Każdy z osobna jest komentarzem do historii.

Rozmawiamy już długo o twórczości Pompadur, a pominęliśmy ważną kwestię. Kiedy będzie można dostać waszą płytę?

Mam nadzieję, że w pierwszym kwartale przyszłego roku. Robimy akcję na portalu zrzutka.pl, gdzie do 30 grudnia można nas wesprzeć. Zebraliśmy już tyle funduszy, by wydać płytę, ale każda kolejna złotówka przybliża nas do lepszej oprawy graficznej, ale też promocji. Są dwie drogi – możemy wydać płytę i postawić ją nad kominkiem, jeśli byśmy go posiadali (śmiech). Albo trafić do jak najszerszej grupy odbiorców. Zależy nam na tym drugim.

Element promocji dostrzegam w akcji - „Cała Polska śpiewa Krwawe Ballady”.

Akcja idzie coraz lepiej. Niektórzy podsyłają wideo z potrzeby ekspresji, inni to moi znajomi, ale tak, powstaje opowieść o Antku Psianodze w odcinkach.

Sądzisz, że poruszony temat – styk namiętności i zbrodni – pomoże we wzbudzeniu zainteresowania u odbiorców?

Oczywiście – to temat bardzo lotny, nośny i liczmy na wielki sukces oraz zainteresowanie (śmiech). Tak poważnie – to nie jest żadne odkrycie. Ballad z motywem zbrodni nie trzeba daleko szukać – Nick Cave zrobił to parę ładnych lat temu. On inspirował się pieśniami, które otaczały jego kraj i tradycję, z jakiej wyrastał. Niezwykłe dla mnie było to, że nurt pieśni z motywem zbrodni nie jest w Polsce specjalnie znany, bo z naszej tradycji można zaczerpnąć ich niezliczoną ilość. Do tego wiele nich ma fantastyczny zadziorny tekst.

Kilkukrotnie w rozmowie podkreślałaś wagę tekstu tych ballad...

Dla mnie, również jako dla psychologa, zdumiewającym jest to, w jaki sposób traktowany jest tekst w piosenkach pop. Przynajmniej po macoszemu – sylaby muszą zgadzać się z linią muzyczną, a czy przeniosą treść? Pal to licho. Nie mówię, że wszędzie tak jest. Na szczęście budzi się nurt zainteresowania słowem w piosence. Bardzo mnie to cieszy. Dla nas ważna jest historia. Nawet taka z okrutnym charakterem, choć staramy się, by do naszych utworów można było się pobawić, potańczyć i je pośpiewać. Traktujemy je odrobinę ludycznie, ale jednak z dużym ukłonem w kierunku słowa.

Plakat projektu "Krwawe Ballady"

Źródło: WPROST.pl