Kiedy Joanna Marzec, nauczycielka z Lublina, dowiedziała się, że jest matką geja powiedziała tylko mężowi. Dopiero psychoterapeutka ją zachęciła: ma pani prawo przeżywać to z rodziną i dostać od niej wsparcie. Babcia Maksa nie robiła problemu, ale świat wciąż nie wiedział. Przełom nastąpił w ubiegłym roku, kiedy Joanna zdecydowała się zeznawać jako świadek na procesie, jaki organizator Marszu Równości w Lublinie wytoczył radnemu miasta i wojewodzie lubelskiemu. Radny napisał publicznie, że marsz promuje pedofilię, a wojewoda, że – zboczenia, dewiacje i wynaturzenia. Joanna stanęła wtedy przed dziennikarzami, żeby wyrazić sprzeciw wobec tych słów. Zaczęła cicho, ale czuła narastający gniew. – Jestem mamą geja, którego wychowałam jako obywatela Polski i mieszkańca Lublina – mówiła coraz głośniej. – Syna, który był dumą lubelskich szkół. Jako rodzice odbieraliśmy dyplomy za wzorowe wychowanie dziecka. A dzisiaj jestem mamą zboczeńca? – Od tej pory już się nie boję – mówi. Ulubiony transparent Marka Błaszczyka na marsze równości to: „Moja córkowa jest bardzo fajowa”. Na Marszu Równości w Bydgoszczy mówił do mikrofonu: – Chciałem powiedzieć kilka słów prywatnie. Pozdrawiam moją córkę i mojego zięcia, mojego syna i moją synową i moją córkę i moją córkową.
„Chcę im pokazać, że mówiąc o zboczeńcach mówią o żywych ludziach”
O tym, że jego najmłodsze dziecko jest lesbijką dowiedział się 4 lata temu. Chociaż zapewnili z żoną córkę, że jej coming out nic nie zmienia w ich relacjach, ona nalegała, żeby poszli na spotkanie do Stowarzyszenia Akceptacja, gdzie na czwartkowe spotkania przychodzą rodziny osób LGBT, mogą dostać wsparcie. Nie potrzebowali wsparcia, ale poszli, bo postanowili sami je dawać. Żona Marka jest psychiatrą i umie rozmawiać z ludźmi, zajęła się więc rozmowami. A on postanowił rozmawiać z homofobami. – Chcę im pokazać, że mówiąc o zboczeńcach mówią o żywych ludziach, którzy mają rodziców, takich, jak ja, bo oni sobie tego nie wyobrażają – mówi. Rodzice gejów, lesbijek i innych osób LGBT przeżywają podobne dramaty, jak ich dzieci. Muszą zmienić swoje wyobrażenie o dziecku, to pierwsze. A drugie – stawić czoła światu. Odpowiadać na pytania o brak wnuków, zięciów, albo synowych. Żyć z lękiem o to, że ktoś ich dziecko pobije. Słuchać, że tacy, jak ich dziecko są zboczeni. Albo, co najgorsze, są pedofilami. Wielu, podobnie, jak ich dzieci, żyje więc w ukryciu. – My też potrzebujemy wsparcia – mówi Joanna Marzec.
„Zobaczyłam, że nie jestem sama na świecie”
Jej ratunek przyniosła jej wiadomość o warsztatach dla rodziców, które w Warszawie prowadzi Kampania Przeciw Homofobii w ramach Akademii Zaangażowanego Rodzica. Pojechali z mężem i spotkali ludzi, którzy mieli dzieci takie jak ona – nieheteronormatywne. – Mieli historie podobne do naszej – opowiada. – Zobaczyłam, że nie jestem sama na świecie. Niewielu rodziców dowiaduje się od dziecka, że nie jest ono heteroseksualne – ponad połowa matek i jedna czwarta ojców. Jednak tylko ósmy ojciec i co czwarta matka po comming oucie dziecka mówią: – w porządku, kochamy cię nadal. Wielu z nich nie wie jednak, jak poradzić sobie z wiedzą, którą dostali. Absolwenci Akademii Zaangażowanego Rodzica założyli stowarzyszenie „My, rodzice”, które wspiera takie osoby. Marek Błaszczyk jest jego przewodniczącym, Joanna Marzec jest gotowa porozmawiać z każdym, kto znalazł się właśnie w nowej dla niego sytuacji.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.