Przez lata bycia drugim, nareszcie jest tym pierwszym. Na liście 100 najbogatszych „Wprost” zadebiutował w 1992 roku. Rok później wskoczył już do pierwszej dwudziestki najzamożniejszych ludzi w kraju. Potem był zawsze tym czwartym, tym trzecim, tym drugim najbogatszym. Na liście 100 prześcigał go albo Gudzowaty, albo Krauze, albo Kulczyk, albo w końcu Sołowow. Najbliżej pierwszego miejsca był w 2009 roku, kiedy do zdetronizowania Jana Kulczyka zabrakło mu zaledwie 100 mln zł. Wtedy też się nie udało. Znów był tym drugim. Do dzisiaj. Po 28 latach na liście 100 najbogatszych Polaków, Zygmunt Solorz jest już tym pierwszym, najbogatszym.
Kiedy debiutował we „Wprost”, pisano o nim: „W wieku 19 lat wyjechał na Zachód. Obecnie handluje samochodami (volkswagenami i oltcity). Uruchomił prywatną stację telewizyjną Polsat”. To było prawie trzy dekady temu.
Dzisiaj w osobistym wywiadzie dla „Wprost” wspomina swoje początki, jaka była jego pierwsza praca, kiedy miał pierwszy milion na koncie. Opowiada o Polsacie, o zarzutach, że nie jest obiektywny. Mówi też o swoich biznesowych planach i o tym, czy fortunę przekaże dzieciom, czy jednak przeznaczy na cele charytatywne.
– Nie skupiam się na pojedynczych programach, choć na pewno niezwykle ważne są Wydarzenia, które zaczynały jako Informacje w 1993 roku i były wówczas pierwszym, niezależnym programem informacyjnym w telewizji. I nadal są niezależne i – jak oceniają widzowie w badaniach – są najbardziej rzetelnym, wiarygodnym i obiektywnym programem informacyjnym w Polsce – mówi Solorz.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.