Był wziętym fotografem. „Prawdziwa historia zaczęła się, gdy poszedłem w bezdomność”

Był wziętym fotografem. „Prawdziwa historia zaczęła się, gdy poszedłem w bezdomność”

Bezdomny mężczyzna (zdj. ilustracyjne)
Bezdomny mężczyzna (zdj. ilustracyjne) Źródło:Fotolia / fmalot
Kilka lat temu poznałam Eugeniusza, dopiero co stuknęła mu wtedy sześćdziesiątka. Kiedyś trenował sztuki walki i wspinaczkę wysokogórską, pracował jako fotograf, jeździł do „poważnych zleceń typu wesela czy zdjęcia szkolne”.

Gdy się spotkaliśmy, grał w amatorskim teatrze, pracował jako wolontariusz w Korpusie Pokoju, woził ludzi z gnijącymi nogami, „skóra odchodziła płatami”, a w I Zborze Chrześcijan Baptystów przy Waliców 25 w Warszawie prowadził magazyn z odzieżą dla bezdomnych.

Sam był jednym z nich. Jak wyjaśnił: – Prawdziwa historia mojego życia zaczęła się, gdy poszedłem w bezdomność.

Pechowa seria: zabili żonę, matka dostała miażdżycy, ja - zaćmę

Eugeniusz z posiadania dachu nad głową wypisał się sam. – Pechowa seria mi się trafiła. Zabili mi żonę, matka dostała miażdżycy cukrzycowej, ja zaćmę. W krótkim czasie ruina – nie widzę na oczy, matce nie mogę pomóc, po żonie pustka straszna została. Co by pani zrobiła: nie widzi pani, a trzeba się zająć osobą, która nie ma nóg? – pytał wyraźnie retorycznie, bo dla niego odpowiedź była tylko jedna. – Wkurzyłem się, mówię do brata: bierz żonę, przyjeżdżajcie opiekować się matką. Ale co ze mną?

Artykuł został opublikowany w 42/2020 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.