Tusk chce się pozbyć Cimoszewicza

Tusk chce się pozbyć Cimoszewicza

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. A. Jagielak /Wprost
Rząd Donalda Tuska chciałby wysłać Włodzimierza Cimoszewicza na zagraniczną placówkę – nieoficjalnie dowiedział się „Wprost”. W grę wchodzą trzy kierunki: USA, Rosja i ONZ. Cimoszewicz może jednak odmówić, bo ma ponoć pretensje o nieudaną kampanię przed wyborami sekretarza generalnego Rady Europy.

Tusk ma spotkać się z Cimoszewiczem w najbliższych dniach. Wicepremier Grzegorz Schetyna już zapowiedział, że podczas tej rozmowy padnie jakaś propozycja. - Chcielibyśmy, aby nazwisko tego polityka w dobry sposób zostało wykorzystane przez Polskę – stwierdził zastępca szefa rządu. Z informacji „Wprost" wynika, że premier zamierza zaproponować Cimoszewiczowi stanowisko ambasadora w Waszyngtonie, Moskwie lub w Nowym Jorku (przedstawicielstwo przy ONZ). Najatrakcyjniejszy oczywiście jest ten pierwszy kierunek. Ambasadorem w USA jest obecnie Robert Kupiecki. Jego kadencja kończy się dopiero w 2012 roku, ale z ustaleń „Wprost" wynika, że MSZ mógłby wysłać go na inną placówkę. – To jeden z tych ambasadorów, wobec których procedurę nominacyjną wszczęto za czasów PiS a zakończona za PO. Jako człowiek Fotygi Kupiecki nie cieszy się szczególnym zaufaniem Sikorskiego. Obiektywnie trzeba też przyznać, że brakuje mu trochę sprawności i doświadczenia. Cimoszewicz jako były premier z pewnością byłby mocniejszy – uważa jeden z naszych rozmówców w rządzie. Znacznie prościej byłoby wysłać Cimoszewicza do Moskwy lub Nowego Jorku. Naszemu ambasadorowi w Rosji misja kończy się lada moment.  A tę drugą placówkę miała objąć Fotyga, ale rząd wycofał się z tej kandydatury po jej przesłuchaniu przez sejmową komisję spraw zagranicznych.
– Włodzimierz Cimoszewicz ze swoimi kompetencjami byłby świetnym ambasadorem. Objęcie przez niego którejś placówki oznaczałoby dużą korzyść dla Polski – uważa europoseł PO Krzysztof Lisek. Były premier może jednak odrzucić wszystkie trzy oferty. Powód? Pretensje związane z kampanią poprzedzającą wybór szefa Rady Europy. Z ustaleń „Wprost" wynika, że Cimoszewicz ma za złe Tuskowi zbytnią bierność. Liczył, że premier weźmie go na rozmowę z Władimirem Putinem podczas obchodów 70. rocznicy wybuchu wojny lub przynajmniej poruszy sprawę jego kandydatury. – Włodek twierdzi, że Tusk nawet nie zrobił tego drugiego, bo po tym spotkaniu nie dostał żadnej informacji zwrotnej – mówi osoba z jego otoczenia. Cimoszewicz twierdzi też, że polski rząd popełnił błąd popierając pomysł ograniczenia liczby kandydatów na szefa Rady Europy do dwóch osób: jego i Jaglanda. Jego zdaniem, doprowadziło to do konfliktu ze Zgromadzeniem Parlamentarnym RE i ostatecznie zniechęciło deputowanych do jego kandydatury.