Moja propozycja w sprawie pomnika - poczekajmy 50 lat

Moja propozycja w sprawie pomnika - poczekajmy 50 lat

Dodano:   /  Zmieniono: 
whitesmokestudio.com 
To może w końcu powiedzmy sobie szczerze. W sprawie pomnika poświęconego ofiarom smoleńskiej tragedii żadnego kompromisu nie będzie. Nie będzie, bo nie może być.
Jarosław Kaczyński, który w kampanii wyborczej wzywał do zakończenia wojen polsko-polskich, zaproponował oczywiście pewien kompromis w tej sprawie. Pomnik ma powstać natychmiast. Ma stać przed Pałacem Prezydenckim, czyli de facto ma być pomnikiem jego To ja mam swoją propozycję. Żadnego pomnika przed Pałacem.Żadnego pomnika na Krakowskim Przedmieściu, bo po co ma on rywalizować z Kopernikiem, księciem Poniatowskim, z kardynałem Wyszyńskim, z Mickiewiczem i z Prusem? Pomnik powinien stanąć w parku Saskim. A przez najbliższe pół wieku pamięci o Lechu Kaczyńskim powinien wystarczyć skromny Wawel.

Kompromis w tej sprawie z Jarosławem Kaczyńskim nie jest możliwy, bo w Pałacu Prezydenckim za uzurpatora uważa on każdego poza swym bratem, podobnie jak w Kancelarii Premiera uzurpatorem jest każdy poza nim samym. Tu warto odnotować dramatyczny spór między prezesem Kaczyńskim a arcybiskupem Głodziem. Arcybiskup powiedział mianowicie, że „Lech Kaczyński należy do łańcucha wielkich prezydentów, który rozpoczęli Gabriel Narutowicz i Ignacy Mościcki". Łańcucha wielkich prezydentów?
Przecież prezes uważa, że Jaruzelski był co najwyżej sowieckim agentem, Wałęsa agentem SB, Kwaśniewski aparatczykiem, na którego mają papiery w Moskwie, a Komorowski jest prezydentem przez nieporozumienie.

A te porównania z prezydentami przedwojennymi też są niestosowne. Narutowicz był prezydentem pięć dni. Wystarczyło mu to do udowodnienia swej prezydenckiej wielkości? Ignacy Mościcki dość powszechnie był uważany w Polsce za lokaja Piłsudskiego, a ile w Polsce mógł, o tym mówiła ludowa mądrość: „tyle znacy co Ignacy, a Ignacy g… znacy". Z tym łańcuchem wielkich prezydentów powinien więc ksiądz arcybiskup uważać. A tak w ogóle zalecałbym ostrożność z Narutowiczem. Bo jeśli Lech Kaczyński miałby być Narutowiczem, to musiałby być jakiś Eligiusz Niewiadomski. Kto? Tusk? Komorowski? A kampanię nienawiści wobec obecnego prezydenta rozpętano u nas taką, że ja bym ducha Narutowicza z lasu nie wywoływał. My mamy w Polsce dylemat, czy jedna ulica od Pałacu Prezydenckiego to nie za daleko. Amerykanie mają dylemat, czy islamskie centrum z meczetem dwie ulice od Ground Zero, gdzie stały wieże World Trade Center, to nie za blisko. W Warszawie, co do zasady, nie kwestionuje się sensu budowy pomnika. Kwestionuje się jego adres.

W Nowym Jorku podobnie. Prezydent Obama mówi – centrum tak, ale niekoniecznie tam, prezydent Komorowski mówi – pomnik tak, ale nie tu. A co by powiedział Obama w sprawie ewentualnego pomnika przed Białym Domem, gdyby w katastrofie lotniczej zginął prezydent Bush, a pomnika przed Białym Domem domagaliby się prezydent Bush senior oraz wszyscy republikanie? Otóż zaryzykuję tezę, że George Bush senior i republikanie z takim pomysłem by nie wyszli. On by im nawet nie przyszedł do głowy. Dlaczego? Bo doskonale wiedzieliby, że sam ten pomysł podzieli Amerykę. Republikanie, owszem, dla politycznych korzyści, podobnie jak demokraci zresztą, często Amerykę dzielą.

Ale pamięci nieżyjącego prezydenta do takiej batalii by nie użyli. Dlaczego? Bo nie. Skąd to wiem? Bo był w ostatnich kilkudziesięciu latach prezydent, który zginął w zamachu i swego pomnika przed Białym Domem nie ma. Kennedy ma swe miejsce kilka kilometrów od Białego Domu, na cmentarzu Arlington. Z całym szacunkiem, Arlington to dla Amerykanów zdecydowanie mniej niż dla Polaków Wawel. A jednak rodzina Kennedych, choć potężna, nie doszła do wniosku, że Arlington to za mało. Nie wpadła też przez kilkadziesiąt lat na pomysł budowy pomnika JFK przed Białym Domem. A przecież mógłby to być pomnik rodzinny – i Johna, i również zabitego w zamachu Roberta. Dlaczego oni na taki pomysł nie wpadli, ciekawe… Bo inna rodzina, w innym miejscu, w innym czasie, owszem, na tego typu pomysł wpadła.

Wróćmy jeszcze na chwilę do Białego Domu. Przecież w jego pobliżu pomniki, monumenty, obeliski, mauzolea mają prezydenci Waszyngton, Lincoln, Jefferson i Roosevelt. To cóż byłoby złego w pomniku Lecha Kaczyńskiego? Otóż Waszyngton czekał na swój wielki pomnik 49 lat, Jefferson 128 lat, Lincoln 57 lat, Roosevelt 52 lata. Może więc na razie jakiś pomnik gdzieś dalej wystarczy. Dajmy historii odcedzić zasługi prawdziwe od wydumanych, dajmy jej odcedzić to, co realne, od tego, co jest iluzją. Dajmy jej i naszym dzieciom oraz wnukom dokonać tej oceny. Pół wieku powinno im wystarczyć.