Boruc: byłem po pracy, miałem prawo się napić

Boruc: byłem po pracy, miałem prawo się napić

Dodano:   /  Zmieniono: 
Artur Boruc
Bramkarz Fiorentiny, a do niedawna również numer jeden w reprezentacji Polski Artur Boruc w rozmowie z Renatą Kim podkreśla, że "niczego w życiu nie żałuje". Mówiąc o aferze alkoholowej, po której wraz z Michałem Żewłakowem został wyrzucony z kadry przez trenera Franciszka Smudę Boruc stwierdza, że "wszyscy byli już po pracy, więc mieli prawo się napić".
Boruc pożegnał się z kadrą po tym jak w czasie powrotu ze zgrupowania reprezentacji w USA na pokładzie samolotu wraz z Michałem Żewłakowem przesadził (zdaniem trenera Franciszka Smudy) z winem. Boruc widzi sprawę inaczej. - Komuś musiało bardzo zależeć, żeby mnie w reprezentacji Polski nie było, i dlatego ją rozdmuchał. A przecież wolno mi chyba wypić szklankę wina? - mówi bramkarz Fiorentiny. - Nawet jeśli wtedy wypiłem dwie albo trzy takie buteleczki, to nie mogłem być pijany. A zresztą wszyscy byliśmy już po pracy, żaden z nas nie był ubrany w dres z napisem „Reprezentacja Polski", więc wydaje mi się, że mieliśmy prawo się napić - dodaje Boruc.

Artur Boruc uważa, że trener Smuda nie lubi go za to, że bramkarz "mówił to co myśli". - Pan Smuda ma problem z ludźmi, którzy mają coś do powiedzenia. Jeśli ktoś nie przychodzi do niego jak cielę, przytakując każdemu jego słowu, to Smuda go nie lubi - wyjaśnia Boruc. A dlaczego bramkarz Fiorentiny nazwał publicznie selekcjonera reprezentacji Nikodemem Dyzmą? - Ja nie lubię, gdy ktoś mnie kopie w d.... W takiej sytuacji nie będę stał spokojnie, czekając na kolejnego kopniaka. A Smuda z pewnością miał ochotę na więcej - tłumaczy Boruc.

Jakim ojcem jest Artur Boruc, czy były bramkarz Celticu Glasgow czuje się człowiekiem spełnionym i dlaczego prowokował protestanckich kibiców Glasgow Rangers koszulką z Janem Pawłem II - o tym wszystkim przeczytacie w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost".