Kto zarobił na warszawskim Sylwestrze?

Kto zarobił na warszawskim Sylwestrze?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Podczas warszawskiego Sylwestra na scenie pojawił się m.in. szwedzki zespół Roxette (fot. FORUM)
3,6 mln zł od warszawiaków, 3 mln od Polsatu. Zakaz wnoszenia szampana. Mróz. Po co Warszawie taki Sylwester? I kto na nim zarobił?

Warszawa, plac Konstytucji, centrum miasta. Zimno. Kilkuset ochroniarzy, kilkuset policjantów. Ok. 150 tysięcy ludzi na placu i ulicy Marszałkowskiej. Średnio 3,65 milionów Polaków przed telewizorami. To "Sylwestrowa Moc Przebojów" - Sylwester organizowany przez Warszawę i telewizję Polsat.

Wybitne walory Dowbora

Grali Roxette i Opus. Śpiewali m.in. Doda, Urszula, Kombi, Kasia Kowalska, Varius Manx i Maciej Maleńczuk. Wykonywali swoje piosenki, ale i covery zagranicznych przebojów. Miało być przecież europejsko. - Leitmotivem sylwestra była polska prezydencja w UE - mówi Marcin Perzyna, dyrektor ds. projektów specjalnych telewizji Polsat.

Kto decydował, że imprezę prowadzić będą m.in. Maciej Dowbor i Agnieszka Popielewicz? Skąd taki dobór wykonawców? - Uzgodniliśmy to wspólnie z miastem, Mieliśmy swoje pomysły, Warszawa miała swoje. Osiągnęliśmy kompromis - tłumaczy Perzyna. "Wykonawcy charakteryzują się wybitnymi walorami artystycznymi zapewniającymi uzyskanie niepowtarzalnego klimatu imprezy, zgodnie z intencjami scenariusza, organizatora oraz oczekiwaniami publiczności" - tak wybór występujących uzasadnia Biuro Zamówień Publicznych Urzędu m.st. Warszawy.

By Doda, Roxette i Maciej Maleńczuk mogli się godnie zaprezentować, wybudowano scenę szeroką na 60 i wysoką na 20 metrów. Ale nie od razu - budowa trwała kilka tygodni. W tym czasie nie działał popularny parking w centrum placu. Mieszkańcy okolicznych domów musieli słuchać prób nagłośnienia. W związku z Sylwestrem jeszcze przed świętami część ulic została zamknięta dla ruchu. Na kilka dni wprowadzono zmiany w kursowaniu komunikacji miejskiej, zawieszając niektóre linie i likwidując przystanki.

Miasto wolnej ręki

Głównym organizatorem zabawy na placu Konstytucji była Warszawa, z jej ramienia - Biuro Promocji Miasta. To miasto wynajęło tzw. organizatora wykonawczego, ARS Communication. Operację przeprowadzono w trybie zamówienia z wolnej ręki. "Zamówienie może zrealizować jedynie ARS Communication Sp. z o.o., , który jako jedyny posiada prawa autorskie do produkcji miejskiej zabawy sylwestrowej, tj. ma zawarte umowy upoważniające do reprezentowania wszystkich artystów wymienionych w scenariuszu" - czytamy w uzasadnieniu decyzji.

Ratusz zamówił u ARS Communication m.in. program artystyczny na dużej scenie ("na poziomie i ze starannością"), zawarcie umów z artystami, prowadzącymi i innym personelem. Firma miała zapewnić wizualizacje towarzyszące koncertowi oraz co najmniej 8-minutowy pokaz fajerwerków. Z pieniędzy otrzymanych od miasta ARS miało też opłacić tantiemy wykonawców. Za tzw. prawa telewizyjne artystom zapłacił Polsat. Koszt przedsięwzięcia miasto szacowało na 820 tysięcy euro. Warszawa dała 3,6 mln zł - połowę z budżetu na rok 2010, połowę z budżetu tegorocznego.

Duży udział w ostatecznym kształcie Sylwestra miał Polsat. Współdecydował o obsadzie. Warszawa po raz trzeci sylwestrowo współpracowała z telewizją Zygmunta Solorza. - Co roku wysyłamy propozycję współpracy do TVP2, TVN i Polsatu. Wybieramy ofertę najbardziej atrakcyjną dla miasta. Za każdym razem tę najbardziej atrakcyjną otrzymywaliśmy od Zarządu Telewizji Polsat - usłyszeliśmy w Biurze Promocji Miasta.

- Radio Zet miało status partnera strategicznego - mówi o udziale stacji w warszawskiej imprezie rzecznik Eurozet Michał Aleksandrowicz. Logo stacji było na materiałach promujących imprezę, radio nagłaśniało imprezę. Rozgłośnia nie transmitowała stołecznej zabawy. - Radio Zet miało w Sylwestra swoją playlistę, ale na antenie pojawiły się "wejścia" z Mocy Przebojów, czyli rozmowy z gwiazdami warszawskiego Sylwestra - relacjonuje rzecznik. Moc Przebojów nadawały Polsat i Polsat 2. Teraz koncert dostępny jest bezpłatnie na internetowej platformie Ipla.

Ile kosztuje Doda?

Warszawscy radni byli szczodrzy - na sylwestrową imprezę wzięli z budżetu 3,6 mln zł. Głosowanie w tej sprawie odbyło się 26 sierpnia 2010. 27 radnych było za, siedmioro radnych wstrzymało się od głosu. Nikt nie był przeciw. Jak dowiedzieliśmy się od rzecznika stacji, Radio Zet nie finansowało organizacji imprezy.

Ile do Sylwestra dorzucił Polsat? - Nie ujawniamy informacji o finansach - ucina rzecznik telewizji Tomasz Matwiejczuk. - Mogę tylko powiedzieć, że staramy się, by nasz wkład finansowy w organizację imprezy był porównywalny do tego, co daje druga strona - wyjawia polsatowski dyrektor ds. projektów specjalnych. Nieoficjalnie udało nam się ustalić, że za Sylwestra Polsat zapłacił ok. 3 miliony złotych. Do tego trzeba doliczyć wewnętrzne koszty realizacji telewizyjnej. - Cała kampania reklamowa - outdoorowa, radiowa - to są nasze koszty. Całe światło, całe multimedia, częściowo scenografia, częściowo artyści - to były koszty Polsatu - wylicza Marcin Perzyna.

Ile dostali wykonawcy? Zainteresowani zasłaniają się tajemnicą handlową. "Dziennik Polski" pisał, że najwięcej dostało Roxette - 100 tys. zł. Doda miała wziąć 80 tys., Kasia Kowalska 25, Kombi 20, Maleńczuk 20 a Varius Manx - 15 tysięcy złotych. - Wszystkie stawki, które przeczytałem w mediach były nieprawdziwe - komentuje Marcin Perzyna z Polsatu. Z innych, nieoficjalnych źródeł dowiedzieliśmy się, że honoraria gwiazd miały pochłonąć ok. 1,8 mln zł.

Można taniej

A gdyby Sylwestrowa Moc Przebojów odbyła się w inny dzień? Ile kosztuje duży koncert w centrum miasta? Sama produkcja - bez opłacania artystów - to koszt ok. 400 tysięcy złotych. Tyle trzeba by dać za scenę, scenografię, barierki, prąd, ochronę, toalety itp. – Sylwestrowe koncerty bywają dwa-trzy razy droższe – zaznacza jeden z przedstawicieli branży. Więcej zażądają ochroniarze, więcej trzeba zapłacić za budowę sceny.

Organizator musi też zapłacić miastu. Ile? - Jeśli impreza kulturalna ma charakter otwarty, można negocjować duży rabat - wyjawia Marcin Bachara, dyrektor marketingu Promotor United Entertainment, która wraz z Radiem Eska organizuje koncerty pod szyldem "Hity na czasie". Gorzej, jeśli koncert jest biletowany i na dodatek odbywa się pod gołym niebem na terenie miasta. Wtedy trzeba zapłacić. Stawki są różne. - Wszystko jest kwestią dotarcia do miasta. Warszawa? Ciężkie miasto. Lepiej pojechać 100 km dalej. Będzie zupełnie inne podejście – mówi inny przedstawiciel branży, zastrzegając anonimowość. Stosunkowo tani jest krakowski rynek. Trzeba zapłacić 5 tys. zł kaucji oraz ok. 50 zł za każde 50 metrów kwadratowych.

Lepiej wynajmować przestrzenie puste. Za plac Konstytucji (gdyby miasto nie udostępniło go za darmo, jak w Sylwestra) trzeba by dodatkowo dopłacić. Tymczasem samo zdjęcie trakcji tramwajowej z warszawskiego placu to koszt ok. 300 tys. zł. Organizator musiałby też spodziewać się rachunku za zmiany w organizacji ruchu i funkcjonowaniu komunikacji miejskiej. Wszystko to Warszawa miała w związku z Mocą Przebojów. Rachunek zapłacili mieszkańcy.

Ktoś musiał zarobić

Komu zwrócą się miliony zainwestowane w Sylwestrową Moc Przebojów? Głównym wygranym jest ARS Communication - zarobiło, może umieścić w portfolio kolejną dużą imprezę. Piosenkarze i prowadzący dostali tantiemy i przypomnieli się publiczności. Jak na tym tle wypada strategiczny partner imprezy, Radio Zet? Rzecznik przyznaje, że bezpośrednio Radio Zet nie zarobiło na Sylwestrze. - To była bardziej akcja wizerunkowa - mówi.

Więc może telewizja? W sylwestrowy wieczór Polsat nie emitował reklam - wynika z danych Nielsena. Podczas koncertu na ekranie pojawiło się natomiast 16 plansz sponsorskich. Pierwszy wyświetlono tuż po 20, ostatni w pół do drugiej. Na planszach znajdowały się logo Orlenu (marka Verva), Cyfrowego Polsatu i Radia Zet. Wynika z tego, że jedyną zewnętrzną firmą, która zapłaciła Polsatowi za reklamę, był Orlen. Trudno przypuszczać, by pieniądze Orlenu pokryły polsatowskie koszty.

Brak bloków reklamowych w Polsacie to nie wynik zmowy telewizji, które uparły się, by w sylwestrowy wieczór nie zarabiać. Organizująca swój koncert Dwójka puszczała reklamy. Ostatni w starym roku blok wyemitowano tam tuż po 23. W tym czasie za 30 sekund reklamodawca musiałby zapłacić TVP2, korzystając z rabatu, ok. 15 tysięcy złotych. - Okres od Bożego Narodzenia do połowy stycznia to trochę martwy sezon. Chętnych do kupowania reklam jest mniej, więc i ceny są niższe - tłumaczy Piotr Bieńko, prezes domu mediowego Mediasense. Być może Sylwestrem telewizja Solorza inwestuje w długoterminowe przywiązanie widzów. Bieńko tłumaczy, że "to elementy PR-u, które można ogrywać, co Polsat świetnie robi". - Bo kto zorganizował największą i najfajniejszą imprezę sylwestrową w Polsce? - pyta retorycznie.

Ale nie wszystkie telewizje inwestują w noc z 31 grudnia na 1 stycznia. - TVN z jakiegoś powodu nie organizował sylwestra - zauważa prof. Wiesław Godzic, medioznawca ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. - Polsat wierzy w zdarzenia medialne. Sądzi, że jeśli ludzie obejrzą koncert sylwestrowy, przełoży się to na liczbę widzów w przyszłości - tłumaczy. Profesor nie uważa, by organizowanie sylwestrowych koncertów przekładało się na rosnące słupki. - Takie jednostkowe wydarzenie ani nie buduje marki, ani nie przyciąga nowych telewidzów. To są dwie różne publiczności - mówi prof. Godzic.

Mimo narzekań na zakaz wnoszenia alkoholu (w tym szampana), długie oczekiwanie na wpuszczenie pod scenę oraz pojawiające się wśród warszawiaków głosy, że artyści śpiewali z playbacku, części publiczności koncert na pewno się podobał. To też zysk. - Ludzie chcą się gromadzić w miejscach, które są silnie związane z miastem. To dotyczy dużych, bardzo energetycznych miast. I coś tam musi być. Jeśli nie wymyślimy innej formuły sylwestrowej, to ta będzie istniała - ocenia Godzic. Sylwestry organizowane przez polskie telewizje są, zdaniem medioznawcy, biesiadne. - Ma być huczno i głośno. Pod względem artystycznym i estetycznym to na ogół żenada. Większość wie, że publiczność wypiła. To granie do szampana, jak do kotleta - uważa profesor SWPS.

Czy sylwester jest promocją miasta, i w dłuższej perspektywie Warszawa ma szanse odzyskać zainwestowane pieniądze?  - W żaden sposób – uważa Wojciech Olejniczak, kontrkandydat Hanny Gronkiewicz-Waltz z niedawnych wyborów. - Nie. Ale trochę ludzi się bawiło, może zamiast tego nie rozrabiało na podwórkach - wtóruje Janusz Korwin-Mikke, lider partii Wolność i Praworządność, kandydat na prezydenta Warszawy. - Koncert reklamowany był w całej Polsce. To promocja dla miasta. Warszawa walczy o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury. Dodatkowo każdy przyjeżdżający do miasta na imprezę zostawi w nim ok. 50-100 zł - komentuje sprawę Marcin Bachara.

Feta musi być

Niedawno prezydent Warszawy oświadczyła, że najchętniej zrezygnowałaby z odśnieżania ulic, bo to wyrzucanie pieniędzy w błoto. W weekendowe noce stołeczne metro nie będzie kursować częściej (o co wnioskowali mieszkańcy), ponieważ Ratusz nie znalazł w budżecie niecałych 2 mln zł. Mimo to Warszawa zapłaciła za imprezę na placu Konstytucji. O wydanie warszawskich pieniędzy na ten cel wnioskowała prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz. Czy jej kontrkandydaci w niedawnych wyborach zachowaliby się tak samo?

Wojciech Olejniczak zorganizowałby sylwestra, ale nie z miejskiego budżetu. - To bez sensu. Można to było zorganizować za pieniądze sponsorów - mówi europoseł SLD. Janusz Korwin-Mikke uważa, że raz do roku miasto może się szarpnąć i zorganizować fetę. - Ale można to było zrobić cztery razy taniej - podkreśla. - 3,6 miliona to bardzo dużo. Na co poszły te pieniądze? Trzy czwarte pewnie zostało wydębione przez cwaniaków - denerwuje się szef partii Wolność i Praworządność. Korwin-Mikke ma swój pomysł na tańszego sylwestra: żadnej sceny i występów na żywo. - Nie widzę powodu, żeby płacić zespołom, które biorą potworne ilości pieniędzy - mówi. - Puściłoby się muzykę, ludzie by tańczyli i tyle. Może i ja bym wpadł na 5 minut, żeby powitać wszystkich na Sylwestra - dodaje Korwin-Mikke. Lider WiP zgodziłby się też, by na miejscu imprezy sprzedawano alkohol.

Drugie miejsce w ubiegłorocznych wyborach na prezydenta miasta zajął Czesław Bielecki, architekt. Bielecki zgadza się z ideą organizowania przez miasto imprez kulturalnych, w tym sylwestrów. - Miasto musi żyć, integracja mieszkańców jest jak najbardziej pożądana - tłumaczy. Architekt gorąco protestuje jednak przeciwko sylwestrowym decyzjom Warszawy. - Sposób realizacji imprezy, lokalizacja i pieniądze, jakie Ratusz przeznaczył na ten cel dowodzą jednego - lekceważenia opinii publicznej - mówi.  Dla Bieleckiego Sylwester 2010 był za drogi, kiczowaty i źle ulokowany. Plac Konstytucji? - Bezsens. Na wiele dni zlikwidowano parking. To igrzyska kosztem mieszkańców.

Jeśli sylwestra trzeba było koniecznie organizować w centrum miasta, to najmniej uciążliwy byłby, zdaniem Bieleckiego, plac Defilad. - To i tak jest betonowa pustynia - mówi architekt. Grzechem władz miasta było, według Czesława Bieleckiego, wyrażenie zgody na "stawianie dekoracji". - Miasto powinno być tłem dla imprezy, a tu w poprzek placu ustawiono taniochę. Jakby cyrk zjechał na łąki pod Pcimiem - oburza się.