Oficerowie zamieszani w sprawę mówią o sobie: klub z Ostroroga. Nazwa pochodzi od ulicy Ostroroga, przy której mieści się siedziba Żandarmerii Wojskowej. To tam wszczęto pierwsze śledztwo.
Piloci z Ostroroga mają się dziś całkiem nieźle. Jeden z nich zasiada w komisji badającej katastrofę smoleńską. W wyniku eskapad z jego udziałem z pułku wyprowadzono ok. 25 tysięcy złotych. Sąd skazał go za posługiwanie się dziewięcioma fałszywymi fakturami, ale odstąpił od wymierzenia kary. Kazał mu wpłacić 3,5 tys. zł na cele charytatywne. – Za coś takiego zwykły Kowalski dostałby wyrok w zawieszeniu albo nawet poszedłby siedzieć. To oburzający i demoralizujący wyrok – uważa karnista prof. Piotr Kruszyński.
Skazanie dziś jest już zatarte, ale położenie pilota i tak jest dwuznaczne. Kiedyś wyprowadzał pieniądze z pułku a dziś bada przestrzeganie panujących w nim procedur. – Nie widzi pan w tym niezręczności? – pytamy go. – Widzę, ale sprawa jest już zamknięta i nie ma sensu do niej wracać. Zresztą może to i lepiej, że to akurat ja jestem w tej komisji. – Bo wie pan, jak naprawdę wygląda sytuacja w pułku? – zgadujemy. – Nie odpowiem na to pytanie.
W specpułku zostało kilkunastu pilotów z Ostroroga. Nadal wożą VIP-ów. Kiedy proceder miał miejsce, część z nich dopiero zaczynała służbę. Oni zawinili najmniej. W wielu przypadkach byli słupami, którym starsi oficerowie kazali rozliczać wyloty i podtykali podrobione dokumenty. Ci, którzy się buntowali, byli odsuwani od zagranicznych podróży. Jednemu z pilotów grożono rozwiązaniem kontraktu. Piloci, którzy dziś służą w pułku, to bardziej ofiary degeneracji panującej w jednostce niż przestępcy. Ich losy potoczyły się tragicznie. Dwóch z nich zginęło w Smoleńsku. Jeden był skazany i czekał na zatarcie wyroku a przeciw drugiemu toczyło się postępowanie.
Nie wszyscy żołnierze potrafili się oprzeć presji otoczenia. A przykład szedł od dowódców. - Nie wiedziałem, że istniała możliwość posługiwania się podrobionymi fakturami. Zgodziłem się jednak na to. Wszyscy się zgodzili. Nikt nie protestował, więc i ja nie protestowałem. Podrobioną fakturę wręczył mi kapitan. Wręczając ją, powiedział, żebym nie pytał, skąd ją ma – zeznał jeden z byłych lotników. Zeznania samolotowego technika: „Nie pamiętam, kto i kiedy wprowadził mnie w ten przestępczy proceder. Wiedzieli o tym przełożeni włącznie z dowódcami."
Księgowi w pułku przyjmowali wszystko: faktury wypisane odręcznie na papierze promocyjnym dołączanym do planów miasta, przerobione kwity z opłacenia taksy klimatycznej, rachunki za hotele nieistniejące lub nieczynne a nawet dokumenty z błędami ortograficznymi (na posługiwaniu się tymi ostatnimi przyłapano m.in. członka komisji smoleńskiej).
Pułk był oszukiwany na dwa sposoby. Pierwszym było zawyżanie cen na fakturach. Jeden z byłych dowódców pułku został na przykład skazany za czterokrotne zawyżenie rachunku za nocleg w hotelu w Korei Południowej podczas Mistrzostw Świata w 2002 r. (wiózł na mecz Polski prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego).
Drugi sposób był jeszcze lepszy. Piloci fabrykowali fakturę za drogi hotel a tak naprawdę spali w bazie NATO, tanim hotelu lub nawet w samolocie, którym na co dzień latają prezydent i premier. Jeden z oficerów podczas podróży do Tel Avivu nie wyszedł z lotniska - przenocował w tupolewie. Na takim wylocie pułk tracił nawet 7 tys. zł – wyłudzone pieniądze trafiały do kieszeni pilotów.
Wymiar sprawiedliwości obszedł się łagodnie z niemal wszystkimi pilotami zamieszanymi w aferę. Tylko jeden żołnierz dostał wyrok w zawieszeniu. W przypadku reszty sąd odstępował od wymierzania kary i kazał wpłacać niewielkie kwoty na cele charytatywne. A proceder był masowy. Rekordzista ma na swoim koncie czternaście lewych wylotów.
Cały artykuł Michała Krzymowskiego „Pułk w bagnie" w najnowszym numerze tygodnika „Wprost".
Michał Krzymowski i Marcin Dzierżanowski przygotowują książkę „Smoleńsk. Zapis śmierci", która ukaże się w marcu 2011 roku.