O dwóch takich, co bardzo chcą

O dwóch takich, co bardzo chcą

Dodano:   /  Zmieniono: 
fot. Forum
Zbigniew Ziobro i Jacek Kurski chcą, by prezes przestał być prezesem. Ale widzą, że obalić go nie mogą. Muszą czekać.
Jeden z wieloletnich współpracowników Kaczyńskiego mawia tak: – Jarosław jest niezwykle sprawny w partyjnych rozgrywkach. Najlepszy dowód, że od dwudziestu lat nikt nie potrafił odebrać mu przywództwa w partii. Ale też jeszcze nigdy nie miał przeciwko sobie tak wytrawnego rywala jak Zbigniew Ziobro. On potrafi go zahipnotyzować jak najlepszy fakir.

Środa po południu, biuro PiS. Kaczyński każe łączyć z Ziobrą, który przed kilkoma godzinami zaatakował Donalda Tuska podczas debaty w Strasburgu. Wcześniej wystosował też list do szefów frakcji w europarlamencie na temat złego stanu polskiej demokracji.

Kaczyński jest zdenerwowany, ma do Ziobry pretensje. Powołuje się na posiedzenie komitetu politycznego sprzed dwóch tygodni, na którym zabronił ostrych ataków na rząd w sprawie prezydencji. Były minister słucha w milczeniu. Gdy prezes kończy, zasypuje go jednak szczegółami. Twierdzi, że na tym samym spotkaniu komitetu zapowiadał rozesłanie listu. Przypomina też, że dzień przed debatą konsultował się z Kaczyńskim w sprawie swojego wystąpienia. Co prawda nie precyzował, co konkretnie zamierza w nim poruszyć, ale pytał, czy może wspomnieć o badaniach psychiatrycznych, na które sąd zamierzał wysłać prezesa. Prosił też o zgodę na zorganizowanie demonstracji przed budynkiem PE, chciał rozwiesić transparent „Tola ma Donalda. Donald Ma Tole". Pomysły nie zyskały jednak akceptacji, więc Ziobro pokornie się z nich wycofał. Kaczyński kończy rozmowę zbity z tropu. W gruncie rzeczy nie może mieć o nic pretensji, bo przecież o wszystkim był uprzedzony. Tak hipnotyzuje Ziobro.

Jeden z liderów PiS: – Zbyszek wie, że prezes mu do końca nie ufa, i straszliwie się pilnuje. Robi wszystko, byle nie dać najmniejszego argumentu przeciw sobie. Wystąpienie w Strasburgu było mu potrzebne do umocnienia się w twardym, radiomaryjnym elektoracie. W kontekście zbliżającej się kampanii PiS to oczywiście gol do własnej bramki, ale chodziło wyłącznie o wzmocnienie się wewnątrz partii. Kaczyński, nawet gdyby chciał, to nie może mu w tej sprawie nic zrobić. Zbyszek książkowo zabezpieczył sobie tyły.

O dwóch takich, co chcą obalić prezesa czytaj w poniedziałkowym "Wprost"