Plan B, czyli koniec Syrii?

Plan B, czyli koniec Syrii?

Dodano:   /  Zmieniono: 
fot. EPA/ABDURRARHMAN AL SHERIF
Zamach bombowy na budynek sił bezpieczeństwa w samym centrum Damaszku, pozbawił prezydenta Baszara al-Asada nie tylko bliskich współpracowników – bomby z kwiatów i czekoladek wysadziły też w powietrze jedyny jak dotychczas pomysł na rządzenie Syrią.
Od 1971 r., kiedy to w zamachu stanu władzę przejął ojciec obecnego prezydenta Hafez al-Asad, w Syrii do wysokich stanowisk mógł dojść każdy: prawosławny, druz, sunnita. Mogli nosić dowolną liczbę gwiazdek na pagonach i wiązanki medali. A i tak całą władza leżała w rękach alewitów, jednego z odłamów szyickiego islamu, do którego należy cała rodzina Asadów. Choć zaledwie 12 proc. Syryjczyków jest alewitami, obsadzali oni ponad 80 proc. wyższych stanowisk w wojsku i w siłach bezpieczeństwa.

Wraz z ubiegłotygodniowym zamachem na budynek sił bezpieczeństwa dla Baszira al-Asada skończył się plan A. Teraz czas na plan B.

- Alewici przygotowują sobie terytorium pod przyszłą autonomię, a być może nawet państwo – napisał kilka dni temu Tariq Alhomayed, naczelny panarabskiego dziennika „Asharq Al-Awsat”.

Plan B w praktyce zakłada rozpad Syrii w stylu jugosłowiańskim – czyli istniejące obok siebie państwa alewickie, kurdyjskie i sunnicie. Tak jak Jugosławia, Syria jest wymysłem zachodnich mocarstw. Asadom przez lata udawało się utrzymać ten wymysł przy życiu – dla swojej korzyści. Co jednak najważniejsze dla Baszara al-Asada, plan B przewiduje, że jego rodzina utrzyma władzę, nawet jeżeli będzie to władza nad niewielkim, nadmorskim skrawkiem dawnej Syrii.