Cannes 2013: Bracia Coen i gwiazdy

Cannes 2013: Bracia Coen i gwiazdy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Bracia Coen pokazali w Cannes "Inside Llewyn Davis" (na zdjęciu kadr z filmu, fot. mat. dystrybutora) 
"Inside Llewyn Davis" Coenów, Justin Timberlake, Benicio Del Toro i słońce. Największy festiwal filmowy świata znowu odżył.
Cannes znów stało się Cannes. Po kilku dniach ulewy, kiedy po szarawym Croisette przebiegali zmoknięci ludzie ze złamanymi od silnego wiatru parasolkami - wyszło słońce. Nadmorski bulwar zalały tłumy. Kolorowe parady, pokojowe manifestacje, grajkowie, mimowie, biegacze, rodziny z dziećmi. Olbrzymia grupa ludzi przebranych za Zombi, z kartkami "Troma". I kinomani, dziennikarze, dystrybutorzy, producenci. Wielkie gwiazdy, które między barierkami próbują przedostać się z czarnych limuzyn do ekskluzywnych hoteli. Francuscy celebryci i laureatki konkursów piękności czekające, aż ktoś sobie zrobi z nimi zdjęcie. Pod Pałacem Festiwalowym policja steruje pieszymi jak samochodami. A w konkursie głównym bracia Coen prezentują "Inside Llewyn Davis".
 
Akcja nowego filmu twórców "To nie jest kraj dla starych ludzi" rozgrywa się na początku lat 60. Llewyn jest muzykiem folkowym, z gitarą krąży po knajpach, próbuje przedrzeć się do producentów i telewizji. Ale nie trafia w swój czas. "Nie wietrzę tu dużych pieniędzy" - mówi jeden z menadżerów, odmawiając mu wzięcia go pod swoje skrzydła.

Coenowie z ironią, ale i czułością portretują życiowego wagabundę. Faceta, który chcąc uciec od stylu pokolenia jego rodziców, przegrywa własny sen. Nocuje po kątach u znajomych, pozostawiając za sobą szlak aborcji. Jednak kolejny raz budząc się na kacu, zdaje sobie sprawę, że nie ma niczego.

Film ekscentrycznych braci wypełnił czerwony dywan gwiazdami. Ironiczną rolę słabego, ale popularnego muzyka zagrał w nim Justin Timberlake. - W tym zawodzie piekielnie ważne jest szczęście – mówił w Cannes. - Ale też siła, aby sprzeciwić się zamknięciu w marketingowej klatce.
 
Wokalną karierę kontynuuje - m.in. po wykonaniu "New York, New York" we "Wstydzie" - Carey Mulligan. W filmie śpiewa świetnie, ale na konferencji wyznała: - Zawsze mam w takich momentach tremę. Jednak talent Joela i Ethana sprawia, że chce się zrobić dla nich wszystko.
 
Prawdziwymi gwiazdami filmu są odtwórcy głównych ról – świetny Oscar Isaac i kot. Wielki, rudy kocur, który przewija się przez cały film. Brytyjski "The Telegraph" przepowiada zwierzęciu karierę porównywalną z sukcesem psa Uggiego z "Artysty". A bracia Coen pytani jak im się pracowało z Isaakiem, odpowiedzieli: "Łatwiej niż kotem".

"Inside Llewyn Davis" to hołd dla artystów, na których talencie nie poznał się nikt. W jednej ze scen po głównym bohaterze wchodzi na przesłuchanie inny muzyk, próbujący szczęścia w podrzędnym barze. Czarne włosy, wycofany w siebie. To Bob Dylan. W tym samym czasie słuchacze zlekceważyli Sixto Rodrigueza, bohatera oscarowego dokumentu "Sugarman". I setki anonimowych Llewynów Davisów, którym zabrakło samozaparcia, aby wciąż wyważać zamknięte drzwi.

- Mur czasem jest za duży – mówił mi o swoim dochodzeniu do sławy Benicio del Toro, który zagrał w konkursowym "Jimmy'm P" Arnauda Desplechina. - Ja miałem to szczęście, że byłem szczeniacko bezczelny. Chłopak o nieamerykańskiej urodzie, z pochodzenia Portorykańczyk, z dziwnym, obco brzmiącym nazwiskiem. To nie miało szansy się udać. A jednak.

Podobnych historii o sukcesie w Cannes można usłyszeć więcej. Ale klęsk jest znacznie, znacznie więcej. - Moje doświadczenia z opisywaniem producentom projektów, które planowałem nakręcić, to pasmo porażek – opowiadał Tim Burton, który promuje w Cannes projekt "Lexus Short Film". - Bo jak dobrze sprzedać film o facecie z nożyczkami zamiast rąk? I tak byłem szczęśliwy, że kiedyś zdobyłem pieniądze na krótki metraż "Frankenweenie". Bez tego bym nie zaczął, chociaż do dzisiaj nikt chyba filmu nie widział. Disney czasem go puszcza na Disney Channel między drugą a czwartą w nocy.

Na canneńskim czerwonym dywanie nazwiska tych, którzy mieli łut szczęścia, spiker wyczytuje przez megafon. Pozostali od rana wyczekują w kolejkach albo proszą znajomych producentów o wejściówki na oficjalne pokazy. Ale to jest świat kina. I może któryś z tych chłopaków, którzy dzisiaj śpią pokotem w wynajętym pokoju pod Cannes, za ileś lat pokona 24 festiwalowe schody wśród błysków fleszy i pisków fanów.