Narodowcy szukają autorytetów. Prezydent odmówił

Narodowcy szukają autorytetów. Prezydent odmówił

Dodano:   /  Zmieniono: 
(fot.Wprost/Jakub Czermiński)
Gdy Ruch Narodowy przejmie władzę, wypowie traktat lizboński, pakiet klimatyczny oraz wprowadzi obowiązkowe szkolenia wojskowe. Na razie próbuje pozyskać AUTORYTETY dla swojej idei.
Ruch Narodowy zrodził się z przypadku. Powstał wokół marszów niepodległości, na które zaczęła zjeżdżać radykalna młodzież z całej Polski. Od neofaszystów po zadymiarzy i kiboli ze stadionów. Tę rosnącą z roku na rok hałastrę próbowało przejąć PiS, ale mu się nie udało. Rok temu członkowie stowarzyszenia Marsz Niepodległości ogłosili, że sami zagospodarują ten tłum. Powstanie Ruch Narodowy, który zbuduje wreszcie wolną Polskę, bo ani III, ani IV RP im się nie podoba. Założyciele nowej formacji, czyli Obóz Narodowo-Radykalny i Młodzież Wszechpolska, mieli dość ugruntowaną opinię w mainstreamie. Kojarzyli się raczej z antysemityzmem, faszyzmem, łysymi pałami, hajlowaniem i okrzykami "Polska dla Polaków!”. A nowy ruch miał być wizerunkowo inny i kreować patriotyzm jutra bez odniesień do III Rzeszy.

Dlatego Krzysztof Bosak, dawny poseł LPR, przekonywał kolegów, by jak najszybciej się odciąć od neonazistowskiej ekstremy. Wymyślił nawet, żeby zaproponować taką zmianę Kodeksu karnego, która uderzałaby w neonazistów, ale i w neokomunistów. „Wizerunkowo pokazalibyśmy, że nie boimy się tematu” – tłumaczył Bosak podczas internetowych czatów. – Że dystansujemy się do ekstremy neonazi malującej swastyki, ale jednocześnie ostro atakujemy komuszków. Dzięki temu zabiegowi, jak sądził, o narodowcach by nie mówiono, że kontynuują przedwojenne idee faszyzmu. „Można to sprzedać pod hasłami, że narodowcy proponują przepisy eliminujące zarówno swastykę, jak i sierp i młot – tłumaczył.

Ale znacznie ważniejsi od symboli byli ludzie. Chodziło o osoby z tytułami naukowymi, znane i lubiane. Takie, którymi można by się pochwalić światu, mówiąc na przykład: – To jest XY z Ruchu Narodowego, nowego ugrupowania, które zmieni Polskę.

CHŁYSTKI POLUJĄ

Łapanka zaczęła się wiosną. – Chodziło nam o ludzi, którzy staną się autorytetami kojarzonymi z myślą narodową, niepodległościową, konserwatywną – mówi Robert Winnicki, szef Młodzieży Wszechpolskiej i jeden z liderów RN. – Takie busole, które młodym narodowcom będą wskazywały właściwy kierunek. To miały być punkty odniesienia, by ludzie mogli się zorientować, kogo uważamy za wartościowego człowieka – dodaje. Ze zbioru autorytetów i busoli miała powstać rada doradców Ruchu Narodowego, z którą władze RN będą konsultowały najważniejsze decyzje. W maju pojawiły się pierwsze nazwiska kandydatów mających posłużyć do rebrandingu. Szczególnie cenieni byli ci z tytułami profesorskimi. Liderzy RN podzielili się kontaktami i przekonywali kolejnych kandydatów. Niestety, szybko się okazało, że czynni zawodowo naukowcy jak ognia unikali łączenia swoich nazwisk z ideą narodową. Dlaczego? Bo się fatalnie kojarzy. – Boją się – wyjaśnia Sylwester Chruszcz, były europoseł LPR i lider RN. – Takiego zaangażowanego naukowca można łatwo zniszczyć, odbierając mu pieniądze na badania naukowe.

Artur Zawisza próbował zwerbować prof. Mieczysława Rybę z KUL. To świetny kandydat – blisko związany z mediami ojca Rydzyka, członek kolegium IPN, sympatyzuje ze środowiskami skrajnej prawicy (tak twierdzi Zawisza). Profesor odmawia, tłumacząc się względami uniwersyteckimi. - Chce pełnić na uczelni funkcję parasola ochronnego nad odradzającym się ruchem narodowym. Jako prezes lokalnego Klubu Inteligencji Katolickiej będzie nam udostępniać klubowy lokal. Bezpośrednie zaangażowanie uniemożliwiłoby takie wsparcie – wyjaśniał Zawisza kolegom. Zbliżenia z narodowcami unika prof. Tomasz Wituch z Uniwersytetu Warszawskiego, choć został wytypowany jako historyk o endeckich sympatiach, od lat wspierający środowiska narodowe. Tak samo prof. Bogumił Grott z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Grott to badacz nacjonalizmów i Narodowej Demokracji, publicysta "Naszego Dziennika”, człowiek oddany myśli narodowej. Ale narodowcy mu nie ufają i choć o jego kandydaturze dyskutują w internecie, to w końcu propozycja nie pada. Przeważa głos Izydora Smotera: „Grott był w PZPR, a wolałbym przynajmniej na razie pomęczyć trochę pismaków ich upezetpeerowieniem, nie dając im amunicji do rąk”. Odmawia biznesmen Romuald Starosielec, właściciel dużej warszawskiej drukarni, przed laty związany z Romanem Giertychem i LPR-owską spółką Hatrol. – Jednym zdaniem nie da się odpowiedzieć, dlaczego zrezygnowałem – mówi Starosielec.

Mimo kłopotów pod koniec maja udaje się uskładać listę dziesięciu doradców. Nie ma tam nazwisk, które rzucałyby na kolana. Jedną z ważniejszych zdobyczy był prezydent Stalowej Woli Andrzej Szlęzak – endek i zwolennik rodzącego się Ruchu Narodowego. W wywiadach mówi, że chce położyć kres partyjniactwu w Polsce, bo to ono generuje patologie. – Ruch Narodowy będzie tą siłą polityczną, która z tym skończy – ogłasza kilka dni przed kongresem ugrupowania zaplanowanym na 8 czerwca. Ale do kongresu nie dotrwał. – Za stary jestem, żeby niedouczone chłystki rozstawiały mnie po kątach – mówi dzisiaj i zapewnia, że jego drogi z Ruchem Narodowym definitywnie się rozeszły. O Szlęzaka walczył jeszcze Zawisza: - Jest ateistą i indywiduum, a jednak nie jest zdrajcą – przekonywał. Na nic się to zdało. – Na pewnym etapie wiązałem z nimi nadzieje na przełom w kraju, ale tak się nie stało – przyznaje Szlęzak. Teraz jest wojna. Prezydent Stalowej Woli odmówił nawet lokalnym narodowcom dofinansowania ich wyjazdu na warszawski Marsz Niepodległości. – Polityka to coś więcej niż gonitwy z policją bez celu – wyjaśnił. Ponoć poszło o jego zbyt bliskie związki z Romanem Giertychem i niezależność, bo prezydent nie chciał się podporządkować 20-latkom.

Cały tekst w najnowszym numerze tygodnika "Wprost".

Najnowszy numer "Wprost" jest dostępny w formie e-wydania .  
Najnowszy "Wprost" jest  także dostępny na Facebooku .  
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania