Iwiński: Smoleńsk? Nasuwa mi się analogia z malezyjskim samolotem

Iwiński: Smoleńsk? Nasuwa mi się analogia z malezyjskim samolotem

Dodano:   /  Zmieniono: 
Przednia część kadłuba, mat. faktysmolensk.gov.pl 
Prof. Tadeusz Iwiński, poseł Sojuszu Lewicy Demokratycznej w rozmowie z Wprost wspomina 10 kwietnia 2010 roku oraz mówi o ocenia, że katastrofa smoleńska wywołała dyskusję nad rolą przypadku w życiu społecznym i politycznym. Odnosi się także do działań Antoniego Macierewicza.

Marcin Lis: Jak pan pamięta 10 kwietnia 2010 roku?

Tadeusz Iwiński: Dwa tygodnie przed tym dniem dostałem propozycję, by lecieć do Smoleńska, ale ponieważ byłem dwukrotnie w Katyniu, a dostaliśmy tylko trzy miejsca, poleciał Jurek Szmajdziński, który był naszym kandydatem na prezydenta, Jola Szymanek-Deresz, która miała być szefową jego kampanii, no i Iza Jaruga-Nowacka, która nigdy nie była w Katyniu.

Zanim przejdę do 10 kwietnia, to powiem o 9 kwietnia bo ten dzień zapadał mi w pamięć. Odbywał się wówczas pogrzeb Krzysztofa Teodora Toeplitza na wojskowych Powązkach. Na uroczystościach było bardzo dużo ludzi lewicy. Był i Aleksander Kwaśniewski i Jurek Szmajdziński. Późnym wieczorem zadzwonił do mnie Szmajdziński. Swoim tubalnym głosem, gdyż był człowiekiem z poczuciem humoru, powiedział: "A co Ty mi życzeń urodzinowych nie składasz? Widzieliśmy się przecież”. Powiedziałem, że szczerze mówiąc nie pamiętam, kiedy ma urodziny. To miał być taki żart i dodał, że dzwoni przede wszystkim po to, żeby potwierdzić, że w poniedziałek (12 kwietnia – red.) rano spotykamy się na Rozbrat przed siedzibą SLD i razem wyjeżdżamy na dwa spotkania z wyborcami w Ełku i w Olsztynie. To była rzecz niezwykle charakterystyczna, którą będę pamiętał do końca życia. Później Małgosia Szmajdzińska powiedziała mi, że Jurek wyszedł z domu bardzo wcześnie rano nie budząc nikogo, więc się nie pożegnał.

10 kwietnia to była sobota, czasem w soboty bywam w mediach, ale tego dnia nie byłem nigdzie i dowiedziałem się o katastrofie z radia. To było po 8 rano. Rzecz niezwykła – pierwszy do mnie zadzwonił z Moskwy mój dobry kolega, który był tamtym czasie przewodniczącym delegacji Rosji do Rady Europy oraz szefem komisji spraw zagranicznych Dumy, Konstantin Kosaczow. Powiedział tylko: "Tadeusz, jak się odzywasz, to tylko tyle chciałem wiedzieć”. Wiele osób sądziło że byłem w tym samolocie. Drugi analogiczny telefon miałem kilkanaście minut później od tureckiego kolegi, dzisiejszego ministra ds. europejskich. Takich telefonów miałem sporo.

Zamierza pan w jakiś szczególny sposób upamiętnić rocznicę?

Jestem w Strasburgu na posiedzeniu Rady Europy, więc nie wezmę udziału w żadnych uroczystościach, ale na ogół robiliśmy to w ten sposób, że z Małgosią Szmajdzińską spotykaliśmy się na cmentarzu, przy grobie Jurka Szmajdzińskiego. Tam też o 7 z minutami pojawia się minister obrony narodowej. Tutaj w Strasburgu będę myślał o tym w kontekście tego, jak świat jest kruchy i o tej historii z Jurkiem Szmajdzińskim, którą opowiedziałem.

Katastrofa smoleńska z pewnością podzieliła polskie społeczeństwo, ale czy zmieniała je na stałe?

Trudno to oceniać, gdyż nie ma wiarygodnych badań socjologicznych. Ona z pewnością otworzyła dyskusję, która trwa do dzisiaj i nie chodzi o wątki polityczne i o przyczyny. Mi nasuwa się nieuchronnie  analogia (jest kilka punktów zbliżonych, ale i wiele różnic) do samolotu malezyjskiego, z którym nie wiadomo co się stało do dzisiaj. Dyskusja dotyczy filozoficznej roli przypadku w życiu społecznym i politycznym. Nie sadzę, żeby powstał w społeczeństwie trwały podział w rozumieniu nieprzekraczalnych linii, ale oczywiście spory będą się toczyć. IPN ośmieszał się prowadząc po tylu latach ekshumacje ofiar i badania przyczyn katastrofy na Gibraltarze. Wiele wątków jest niewyjaśnionych, dlaczego akurat pilot się uratował itd., ale myślę że jeśli chodzi o katastrofę smoleńską, to przez szereg lat będzie jeszcze grupa ludzi wierzących w teorię zamachu, który mógł mieć wariant wybuchu. Myślę jednak, że zdecydowana większość społeczeństwa myśli racjonalnie, czyli uznaje iż był to splot nieszczęśliwych wydarzeń, które połączyły się. Przecież ten samolot nie powinien nigdy był wylecieć. Trudno liczyć, że wszyscy będą za kilka czy kilkanaście lat jednego zdania co do tego, co się stało.

Wspomniał pan o teoriach dot. zamachu. Czy w Pana przekonaniu nie jest tak, ze działalność Antoniego Macierewicza przewrotnie działa na jego niekorzyść, gdyż na każdą z jego tez odpowiadają eksperci obalając je, co może zmniejszać odsetek wierzących w spisek?

Często bywa tak, że intencje w jakiejkolwiek działalności rozmijają się później z efektami. Oczywiście po stronie rządowej także były popełnione błędy, jeśli chodzi o wyjaśnienie przyczyn katastrofy. Te rozmaite kuriozalne teorie spiskowe mogłyby być wcześniej przecięte. Podczas gdy był prezentowano raport Anodiny, premier był w Dolomitach, wrócił i odpowiedziano za późno. Zawsze będzie grupa ludzi wierzących w to, co pomyślała na początku i żadne dowody tego nie zmienią.

Prawo i Sprawiedliwość organizuje obchody rocznicy katastrofy oddzielnie od władz państwowych i wydaje m.in. gazetkę, w której można przeczytać, że "wojna Putina rozpoczęła się 10 kwietnia”. Czy łączenie rocznicy katastrofy z bieżącą polityką w kontekście ukraińskim jest uprawnione?

To nie powinno być uprawnione. Widziałem także, że telewizje odmówiły wyemitowania spotu przygotowanego przez PiS, który nawiązywał do katastrofy smoleńskiej. Powodem odmowy było naruszenie pewnych reguł gry, wobec czego PiS zdecydował, i wtedy ma prawo do emisji dowolnego materiału, że to jest spot wyborczy. Partia Kaczyńskiego przyznała, że nie wyklucza wykorzystywania w taki sposób tej tematyki.

Ankieta: Czy uważasz, że Smoleńsk wciąż dzieli Polaków?